X

Donald Tusk santo subito, czyli czym się różni KOD od smoleńskich szaleńców

Słuchajcie, co się wyrabia! Jakie wielkie szczęście! Sam Donald Tusk przyjechał do Warszawy! Tłumy się kłębiły, kobiety piszczały, Tusk się uśmiechał, a ja patrzyłem na to z takim zażenowaniem, że aż musiałem przejść się w kółko po pokoju.

Dużo ostatnio pisałem o Prawie i Sprawiedliwości, Jarku Kaczyńskim i patologiach, jakie idą za ślepym fanatyzmem i myleniem urzędnika z władcą. Aż głupio mi było, ciągle ten PiS i PiS, ale sami rozumiecie – jest to zwierzyniec szczególny i nie ma dnia, by nie odwalili czegoś idiotycznego. No nie ma, serio.

Ale wreszcie wrócił on. Sam król Europy wjechał dziś uroczyście na peron trzeci na warszawskim dworcu. Jego poddani – dlaczego ich tak nazywam wyjaśnię za chwilę – urządzili taki spektakl żenady, że ludzka i obywatelska godność kręciła te kółka po wykładzinie razem ze mną. Bo po prostu czasem trzeba rozchodzić tę konfuzję, by nie przerodziła się w nerwy. Bo w nerwach wiadomo – ręka sama składa się do ciosu, a taki telewizor to jednak droga rzecz. Zwłaszcza telewizor, w którym mogę oglądać Mesjasza na żywo, dzięki religijnej ekstazie pań i panów z TVN24.

To co się wydarzyło na peronie trzecim ani na jotę nie było normalne. Bo popatrzmy na fakty. Jeden urzędnik – kiedyś państwowy, obecnie unijny – przyjeżdża na przesłuchanie w prokuraturze zarządzone przed innego urzędnika. Kropka. To jest warstwa informacyjna tego całego histerycznego spektaklu.

Oczywiście, można tłumaczyć dlaczego urzędnik Kaczyński za pomocą urzędników Macierewicza i Ziobry stworzył prokuratorskie śledztwo w sprawie współpracy wywiadu polskiego z wywiadem rosyjskim. Można dyskutować, dlaczego urzędnik Macierewicz uważa, że współpraca w zakresie ewakuacji naszych ludzi spod luf karabinów w Afganistanie jest czymś złym i niegodnym. Można spekulować, jakie wpływy na umysł urzędnika Macierewicza ma urzędnik Putin, skoro działania tego pierwszego niezmiennie są na rękę temu drugiemu.  Ale zostawmy to, bo ani nie jestem ekspertem od ewakuacji polskich żołnierzy z ogarniętej wojną pustyni, ani nie chce mi się teraz zbaczać z tematu, do czego mam przecież skłonność nie mniejszą, niż urzędnik Macierewicz do urzędnika Misiewicza. Dość, że wystarczy spędzić chwilę na Googlu i poczytać różne źródła – podkreślam, różne – by wyrobić sobie opinię, czy śledztwo w którym świadkiem jest urzędnik Tusk jest głupie i polityczne, czy mądre i patriotyczne.

Wróćmy do warstwy informacyjnej tej historii, która brzmi: urzędnik Donald Tusk przyjechał na przesłuchanie w prokuraturze w charakterze świadka. Tyle. Cała reszta to przekleństwo polskiej polityki, czyli warstwa emocjonalna.

Czy normalna jest sytuacja, w której zwykły peron, na zwykłym dworcu okupowany jest z jednej strony przez szaleńców, którzy chcą powiesić jednego z pasażerów, a z drugiej przez wariatów, którzy chcą go natychmiast obwołać świętym? Santo, kurwa, subito.

Czy normalna jest sytuacja, w której dzikie tłumy kłębią się krzycząc hasła pochwalne i hasła nienawistne? Wymachują jakimiś transparentami, śpiewają jakieś piosenki i ogólnie zachowują się, jak na promocji karpia w Lidlu? A normalni pasażerowie z wyrazem lekkiego przerażenia na twarzy muszą przedzierać się z torbami i plecakami przez tłum świrów smoleńskich i tłum wariatów kodowskich. No, normalne to jest?

Poddani Donalda Tuska zachowywali się jak w religijnej ekstazie. Jakiś facet mówił coś o „wielkim Polaku i wielkim Europejczyku”, jakaś kobieta śpiewała „sto lat”, jakiś młodzian piszczał, że „zawsze i wszędzie będzie z panem Donaldem Tuskiem”.

Ej, oni zabrali ze sobą nawet flagi i kwiaty! Łazili za tym całym Tuskiem po dworcu i po ulicy, utworzyli jakiś pieprzony szpaler honorowy, a potem stali przed prokuraturą i w przerażającej ekscytacji tłumaczyli, że tylko on – Zbawca – może uratować ten kraj. No serio. Oglądałem kiedyś nagrania z 1967 roku, z dnia gdy Rolling Stones dawali koncert w Warszawie. I to wyglądało tak samo, a to przecież byli Stonesi, nie jakiś cholerny polityk.

Ci ludzie witali Tuska z takim uwielbieniem, z jakim Marian Kowalski pochłania patriotyczny, polski kebab od Prawdziwego Polaka. Z taką samą estymą, jaką czuje wspomniany Kowalski w sklepie z fotototapetami z wizerunkiem półek z książkami.

Robili to z taką adoracją, jaką minister Szyszko otacza piłę łańcuchową i strzelbę z której, jak frajer wali do ogłupiałych ptaków. Ci ludzie, gdyby mogli, to zerwaliby z tego Tuska europejski garnitur, a jego kawałki oprawiliby w pleksiglas i powiesili na ścianie w miejsce fotografii własnych dzieci. Bo dzieci to dzieci tylko, a Tusk to co najmniej Mesjasz i taka relikwia zawsze się przyda.

Serio, jestem w stanie założyć się o 20 złotych polskich (tyle tylko, bo jestem pieprzonym biedakiem), że jak przyjeżdżają na dworzec odebrać z pociągu naprawdę bliską osobę – nie faceta z telewizora – to nie zadają sobie takiego trudu.

Przecież oni musieli wziąć wolne w pracy, zmarnować dzień urlopu lub odpuścić obowiązki domowe, rodzinne, jakiekolwiek, tylko po to, by zamanifestować swoje poddaństwo jednemu z urzędników. Część z nich – Tuskowi, część – Kaczyńskiemu. By stać na tym cholernym peronie i wykrzykiwać jakieś idiotyzmy o „wielkim Polaku”. By wpisać się w ten nurt poddańczo-niewolniczy, który nigdy nie zrozumie – bo zrozumieć nie chce! – że to nie Tusk z Kaczyńskim reprezentują władzę, tylko oni, stłoczeni na peronie obywatele RP.

Oni.

My, kurwa.

Nigdy nie rozumiałem instytucji autorytetu. Nigdy nie czułem, jak można podążać za kimś tylko dlatego, że jego twarz pokazała się w telewizorze, albo w gazecie. Ale to co wydarzyło się na peronie trzecim i ulicach przyległych do dworca, to już nawet nie jest kategoria autorytetu. To jest kult. To pogłębia tylko moją teorię, bo im dłużej żyję, im dłużej na to wszystko patrzę, tym bardziej rozumiem, że my – Polacy – mamy naturę niewolników.

My najlepiej się czujemy, gdy ktoś decyduje za nas, gdy jakiś władca mówi nam co jest dobre, a co złe, kogo mamy nienawidzić, a kogo kochać. No i kochamy i nienawidzimy w rytm płynących z telewizora rozkazów. I zależnie od tego, czy oglądamy TVN24, czy TVP, wyrzygujemy swoją wiernopoddańczość na peronie numer trzy, lub na przed pałacem prezydenckim, czy na Wawelu.

My – Polacy-niewolnicy – najlepiej się czujemy, gdy nie jesteśmy niezależną jednostką, lecz częścią jakiejś drużyny.

Był kiedyś taki facet, Stanley Milgram, który już ponad 55 lat temu udowodnił, jak niebezpieczne jest podążanie za autorytetami. Milgrama szczególnie interesowało to, jak w czasie wojny zwykli Niemcy – listonosze, księgowi, budowlańcy – mogli przerodzić się w zbrodniarzy i morderców. Jak kochający ojcowie i mężowie mogli stać się nazistami i własnoręcznie mordować ludzi, lub temu mordowaniu przyklaskiwać. A potem wrócić do aryjskich żon i aryjskich dzieci, pocałować na dobranoc i zasnąć snem sprawiedliwego. Milgram postawił tezę, że ludzie nie lubią myśleć samodzielnie i chętnie wykonują polecenia osób, które uważają za autorytety. Osób, które są wyżej na drabinie społecznej.

I tę tezę ten cholerny Milgram udowodnił.

Badanie polegało na tym, że badani razili prądem osoby, które nie znały poprawnej odpowiedzi na pytanie. I co? I najwyższe napięcie włączyło 65 procent z nich. 80 procent z nich raziło człowieka prądem mimo jego krzyków i błagań o zakończenie eksperymentu. Mimo, że zostali poinformowani, że ta ofiara ma problemy z sercem i może przez to umrzeć.

Tyle osób postanowiło zabić człowieka tylko dlatego, że ktoś obcy im kazał. Tylko dlatego, że ten obcy przypiął sobie łatkę autorytetu.

Oczywiście, prąd naprawdę nie płynął, eksperyment był kontrolowany, a aktor-ofiara doskonale odgrywał swoje cierpienie. Ale oni o tym nie wiedzieli. I nacisnęli guzik. Z całą świadomością pozbawili kogoś życia, bo tak kazał im facet w białym fartuchu. Autorytet.

I tam, na peronie numer trzy widziałem to samo. Widziałem ludzi, którzy wdzięczni za to, że nie muszą samodzielnie myśleć wypełniali polecenia. Bili pokłony, lub chcieli powiesić rudego faceta wysiadającego z pociągu. Bo tak im kazał ktoś, kto przypiął sobie łatkę autorytetu.

Jeszcze raz powtórzę, że urzędnik Tusk i urzędnik Kaczyński nie są żadną władzą. Są wybranymi przez nas – naród – wykonawcami naszej woli. Są urzędnikami, wynajętymi na krótki, kilkuletni kontrakt, do załatwiania spraw w naszym imieniu. I to my mamy ich rozliczać z wykonanej pracy, a nie oni nas. Tylko tyle. Jednak boję się, że tam – na peronie numer trzy i na miesięcznicy – nikt mnie nie usłyszy. Bo nikt usłyszeć nie chce.

Przeczytałem gdzieś w mediach zdanie, że na tym peronie starły się dwie Polski. Bzdura. Starła się ta sama Polska z tą samą Polską. Naprawdę, nie widzę różnicy pomiędzy rozhisteryzowanymi babami, które dałyby się pokroić za Jarka na miesięcznicy smoleńskiej i rozhisteryzowanymi babami, które dałyby się pokroić za Donalda na peronie numer trzy.

Tam nie starły się dwie Polski. Tam starły się te same typy osobowości. Ta sama Polska z tą samą Polską tam walczyła.

No to gdzie w takim razie jest ta druga Polska? Ta druga siedziała wtedy przed telewizorem zastanawiając się, gdzie sięgają granice fanatyzmu. Albo po prostu była w pracy nie zajmując myśli ani jednym, ani drugim urzędnikiem, niezależnie od tego za jakich władców ci urzędnicy się uważają. Ta druga Polska, to ta nie chodząca na wybory, to ta mówiąca wujkowi przy wielkanocnym stole „dość, nie gadajmy o polityce, napijmy się”, to ta Polska, która woli pobawić się z dzieckiem czy iść na spacer, zamiast pisać propagandowe komentarze na portalu wpolityce.pl lub gazeta.pl. I ta Polska niby jest normalniejsza i niby mniej zindoktrynowana, ale jednak jest Polską przegrywającą.

Bo prawdziwe starcie wygląda tak, że Polska Tuska i Kaczyńskiego codziennie, wespół wzespół, gwałci zbiorowo nas pozostałych. A ta druga Polska, ta notorycznie hańbiona i notorycznie ignorowana na własną prośbę, odwraca głowę, tłumi łzy i myśli, że jej to nie dotyczy.

Dotyczy kochani, dotyczy.

Bo wy myślicie, że gdy oddacie kraj fanatykom i będziecie sobie cichutko siedzieli w kąciku, to oni zostawią was w spokoju. Grubo się mylicie. Oj grubo.

Bo oni przyjdą do tego waszego kącika z pochodniami, flagami i piosenką na ustach. I spytają cię: kogo kochasz? Jarka czy Donalda?

I będziesz musiał, musiała wtedy wybrać. Bo w tym twoim kąciku, za plecami będziesz mieć już tylko ścianę i dalej się nie cofniesz, tak jak cofałeś się, cofałaś, przez ostatnie lata. Oddając prawo do decydowania o sobie tym, którzy z wojny plemiennej zrobili sposób na życie.

Twoim życiem też się wkrótce zajmą. I włączą prąd.

Borsuk:

View Comments (29)

  • Dobry tekst. Mojá uwage przykuło zdjęcie kowalskiego z koszulką stop islamizacji europy..A w tle tapeta z książkami zasunięta akwarium... Marian Kowalski normalnie.

  • Dobry tekst/teksty - według mnie. Zaczynam od tego bo jestem tu pierwszy raz i ukłon się należy, szczególnie że szczery. Myślę głównie o stylu, ale też o treści. Niestety obaj mamy tak samo - wqrw, poczucie żenady... i zero realnych pomysłów rozwiązań. Postulat oddolnego ruchu obywatelskiego jest niestety słaby z tego powodu, że poza hasłem "kto nie skacze, ten nie skacze" nie ma nic poważnego do zaoferowania. Może chwilę poczucia wspólnoty skaczących. Później jednak trzeba zdecydować jestem za 500+ czy przeciw, za UE czy przeciw, za demokracją liberalną czy przeciw... Wartości nie są wymysłem nawiedzonych akolitów, czy jak chcesz, intelektualnych niewolników. One istnieją realnie, i realnie kierują losem wielu ludzi. To czy identyfikujemy je racjonalnie w wyniku lektury i refleksji nad nią, czy intuicyjnie poddając się naszym emocjom ma charakter wtórny. Tym drugim potrzebne są naklejki autorytetów, skróty myślowe w stylu "Tusk" czy "Kaczyński". Że płytkie to, że powierzchowne? No i co z tego? Naklejki nalepione są na realne wartości i darcie etykietek nic nie zmienia. Może poza chwilową dezorientacją części wyznawców tej czy innej opcji. Faszyzmu nie wymyślili Niemcy. Niemcy jak znaczna część ówczesnej Europa byli faszystami. Nakleili sobie jedynie naklejkę "Hitler". Ale to nie histeryczne tłumy opracowały program systemowej eksterminacji żydów i innych podludzi. A i Hitler tego nie obmyślił. Stało za tym grono naukowców i speców od zarządzania i logistyki - wykształconych ekspertów. I raczej nie oni tworzyli tłumy na tamtejszych peronach trzecich. Chcę przez to powiedzieć, że od czasów Le Bon'a nic w tej materii się nie zmieniło i nie ma co się tak tym podniecać. Tłum to tłum i zawsze nas jakoś odczłowiecza. I warto tylko pamiętać, że tłumów nie tworzą jedynie matołki, ale że wszystkich dotykają prawidła psychologii tłumu. Ważniejsze jest to co jest istotą - nieunikniona konfrontacja wartości. Konfrontacja, bo wartości są nienegocjowalne. I niestety poza demokracją nikt nie wymyślił bardziej bezpiecznego systemu tej konfrontacji. Ale i ona ma swoje ograniczenia. I dlatego czasami przestaję być demokratą i w imię swoich wartości muszę komuś przypierdolić. A do tego potrzebna mi siła. Do tego potrzebny mi tłum. I dlatego jeśli tylko będę mógł kolejny raz wybiorę się na peron trzeci drąc ryja "TUSK SANTO SUBITO"! Bo Tuska, soczewką społeczną uczynili wrogowie moich wartości, nie ja. Ale to ja z tej soczewki skorzystam żeby zjarać ich wartości, które zagrażają mojemu światu.
    Przynajmniej póki co. ;) A jak znajdę, lub znajdziesz, inne rozwiązanie to pomyślę co dalej? :)
    Pozdrawiam!

    • Jest to jakieś - nieco inne niż moje - spojrzenie na sprawę :) Dzięki!

  • Dobrze mi się czyta Twoje teksty, Borsuku (nawet gdy mi się od nich robi trochę źle czy smutno). Komentarze pod nimi zaś pocieszają mnie, bo np. tu pokazują, że trochę nas jest okrakiem na tej barykadzie, trochę jest tych godzących się na lidera, ale nie na bożka. Tych, którzy uznają autorytety w jakichś dziedzinach, ale największego nawet podziwu branżowego czy osobistej sympatii nie przekuwają w bezmyślne podążanie za podziwianym czy lubianym. Tych, którzy rozumieją, że bycie przeciw jednemu nie oznacza z automatu bycia za drugim. Tych, którzy zapewne dosłuchali do końca pewnej znanej piosenki o murach…

  • Myślę, że wiele osób ma po prostu potrzebę manifestowania sprzeciwu. KOD zrobił się chwilowo lekko passę a tu była możliwość zamanifestowania sprzeciwu wobec władzy, przeciw politycznym przesłuchaniom_ maniefestujący też byli przesłuchiwani i też stali pod prokuratura popierający chociaż nie w takiej liczbie. Daleka jestem od bałwochwalczego podziwu dla kogokolwiek .. każdy ma wady i zalety. Niemniej autorytety są potrzebne i muszą być na tyle silne, żeby znieść wszelką krytykę i przede wszystkim się nad nią zastanowić. Nie wiem czy Tusk, czy PO się wystarczająco zastanowimy nad swoją przegraną - wyborczą, ostateczną krytyką narodu. PiS krytykę odrzuca a priori... Jarosław K. wie wszystko lepiej. Koncepcja światłego CEO .. super .. tylko takiego właśnie wybiera się spośród autorytetów najlepiej w jakichś dziedzinach. ŚWIATŁYCH AUTORYTETÓW .. przyjmujących krytykę i umiejących przyznawać się do błędów. Tylko jak przekonać społeczeństwo do merytrokracji ? Jak przekonać, że warto głosować na mądrych, prawych uczciwych ludzi z wykształceniem pozwalającym na ogarnięcie spraw korporacji POLSKA? Większość woli głosować na sobie podobnych a większość niestety nie jest dobrze wykształcona. Podoba mi się ten "nie blog" i sposób zadawania pytań ale to niestety nie dotrze do większości głosujących - do większości naszego polskiego demos... Znajdźmy obywatelski sposób na przekonanie demos, że warto zainwestować w mądrych zarządców.

    • Ja w większości się zgadzam, tylko czy autorytetów nie możemy sobie poszukać gdzie indziej, poza tym "piedestałem"? Czy połowa z nas musi mieć za autorytet jednego faceta, a połowa drugiego? Czuję, że mamy podobny problem i zastępstwa dla nich po prostu nie widzimy. PS: Dziękuję, za dobre słowo :) A ten demos mógłby się w końcu, cholera, ruszyć

  • Powitanie Donalda Tuska na peronie to nie jest żaden kult jednostki. To jest wstawienie się za człowiekiem, ktorego próbuje się zaszczuć i zdyskredytować, po to aby pozbyć się konkurencji politycznej, to jest demonstracja przynależności do UE i jej standarów, to upominanie się o demokratyczne państwo prawa, to sprzeciw wobec prokuratorskiem ustawkom Ziobry.

    • No okej, okej. Ale to jest polityk. To jest osoba, której trzeba z definicji patrzeć na ręce, zamiast wielbić i ufać. To, że Tusk jest sympatyczniejszy od Kaczyńskiego to zrozumiałe. Że jest mniejszym złem - też rozumiem. Ale to całe zaszczucie to element gry politycznej, w której Tusk ochoczo bierze udział i - zapewniam - wyciąga z tego polityczne profity. Chciałbym zobaczyć takie tłumy i takie wsparcie dla zwykłych obywateli, których np. eksmitują, lub Urząd Skarbowy obciąża niesłusznie karami itd. To jest prawdziwa opresja systemu. To co dzieje się z Tuskiem to teatrzyk, w którym on i inni politycy ochoczo biorą udział. Spektakl.

      • Polityk też człowiek, nawet Tusk. Należy mu się jako człowiekowi poszanowanie godności i praw. Byłam na tym dworcu z Obywatelami RP (w większosci zmyliśmy sie szybko, bo rzeczywiiście zrobił się z tego wiec poparcia). Większość z nas nie kocha PO i Tuska, znaczna część bardzo zdecydowanie nie lubi PO i Tuska, natomiast byliśmy tam w razie gdyby inni nie przyszli. Bo Tuskowi sie to należało, żeby nie szedł sam. Jako człowiekowi będącego ofiarą, jak by nie patrzeć, prześladowań politycznych. (Acz ozywiście dysponującego znacznie wiekszym arsenałam odwetu niż większość). Tak samo 29 kwietnia stałam pod komendą na Wilczej, az wypuścili kompletnie mi obcego chłopaka zatrzymanego podczas blokady marszu ONR.

        Poza tym nie chwytasz kodów kulturowych. Część z tych starszych ludzi, którzy tam byli, to była opozycja solidarnościowa. Do głowy im nie przyszło, ze okazują jakieś 'poddaństwo, 'cześć' i tym podobne bzdury. Przyszli, bo tak się robiło.

  • Był taki rozwód w mojej rodzinie. Miałam stanąć za bratem (lojalność rodzinna, więzy) albo za bratową. Oboje byli do bani jako pidstawowa komórka. Stanęłam za dzieckiem, tak, było i dziecko. W szarpaniu polsko-polskim nie ma dziecka. Nie odwracam głowy, ale nie mam gdzie jej zwrócić. A w wyborach mogę głosować jedynie na Kicię Rożek lub inną Kicię, jaka przyjdzie mi/nam do głowy. Naród jest za i automatycznie przeciw. A ja jestem przeciw przeciw i nic z tego nie wynika. Dobry tekst.

    • Dzięki. Mógłbym powiedzieć górnolotnie, że w tym szarpaniu polsko-polskim dzieckiem jest każdy z nas, ale nie jestem górnolotny, więc nie napiszę :P

  • Mysle, ze jest tez Trzecia Polska, ktora nie czula potrzeby witania Tuska jak moznowladcy, a jednak polityka sie interesuje i nie tylko spacerki im (nam) w glowie. Mowisz "ruszcie sie na wybory, zadbajcie o swoj kraj", a mi wydaje sie, ze marsze i protesty (KODu) sa w tym momencie jedna z niewielu mozliwosci okazania niezadowolenia.

    • Ja już sam nie wiem, czy mówię "ruszcie się na wybory", bo sam od lat mam ten problem, że nie mam na kogo głosować. Kilka razy oddałem głos nieważny i tyle. Wiesz, jak były te pierwsze marsze to byłem pełen nadziei. Bo marzy mi się ruch obywatelski, oddolny, który rozpieprzy tę skostniałą scenę. Ale potem zobaczyłem pana Kijowskiego, zobaczyłem pana Petru, panią Kopacz i sorry - przy całym moim wkurzeniu, ja nie pójdę ręka w rękę z tym państwem. Bo może i oni wydają się mniejszym złem, ale nadal jest to zło.

    • Gdybym to wiedział to byłbym już przynajmniej ministrem! :) Kurcze nie wiem. Marzy mi się - jak napisałem wyżej - oddolny ruch obywatelski, który odbierze władzę POPiSowi, przewietrzy sejmowe sale z tego smrodu i zacznie uczciwie pracować. Czyli po prostu administrować państwem, tak jak niektórzy burmistrzowie potrafią administrować swoimi gminami. Ale jak to z marzeniami - fajnie, fajnie, a potem rzeczywistość daje ci w pysk.

  • Nie było mnie na trzecim peronie, przede wszystkim dlatego, że zbyt daleko mieszkam. Ale byłbym, gdybym mógł. Byłbym nie dlatego, że fanatycznie - czy też niewolniczo - popieram Tuska, lecz dlatego, że od lat z rosnącym niesmakiem przechodzącym w obrzydzenie obserwuję gorączkowe wysiłki drugiego pajaca żeby za wszelką cenę oskarżyć go o wszystko co możliwe i absurdalne, poważne i groteskowe. Smoleńsk, "Bretiks", spisek z Putinem, sprzedaż ojczyzny Niemcom, Ambergold i szpiegostwo, piłkarstwo i zdradę, oszustwo wyborcze i nepotyzm, i czort wie o co jeszcze. Byłbym tam, bo należy być u boku człowieka, któremu "patrioci" i "katolicy" głośno i oficjalnie grożą kajdankami i szubienicą. Na pewno bym tam nie śpiewał i nie przemawiał, i prawie na pewno czułbym się zażenowany zbyt hałaśliwym entuzjazmem towarzystwa. Ale być dziś u boku Donalda Tuska uważam po prostu za obowiązek - nie partyjny i nawet nie patriotyczny, lecz zwyczajnie ludzki.

    • No i widzisz. Jeśli ktoś popiera opcję Tuska, to nie ma nic złego w zademonstrowaniu swojego sprzeciwu. Więcej, ja przecież uwielbiam demonstrowanie sprzeciwu i uważam, że gdybyśmy częściej wychodzili na ulice (patrz Czarny Protest, ACTA) to oni zaczęliby się nas trochę bać. Ale sam piszesz, że demonstrowałbyś swój protest w innej formie. I o to mi chodzi. Sprzeciw - tak. Bałwochwalczy kult - nie.