Katolicki portal Fronda pisze, że śmierć 200 tysięcy osób w Powstaniu Warszawskim była sprawiedliwa. Że Adolf Hitler był bożym posłańcem. Że był karą za grzechy cudzołóstwa. Tej samej Frondzie rząd PiS, ustrojony w powstańcze opaski, daje 100 tysięcy zł dotacji z waszych pieniędzy. Nie wiem, jak wy – ale ja się wkurwiam.
Ale, ale – zanim się razem powkurzamy, najpierw się pośmiejmy. Kto mi nie ufa, niech sobie przewinie, a resztę zapraszam na małą wycieczkę.
Jak byście zareagowali, gdybyście obudzili się w krainie fantasy, w której czarnoksiężnicy rzucają straszne klątwy na całe wioski, surowi inkwizytorzy urządzają na miejskich rynkach pokazowe procesy czarownic, na magicznych uniwersytetach żacy przyswajają wiedzę o demonach, a potem wypędzają je za pomocą czarodziejskiego salcesonu? W krainie, w której mściwi Bogowie zsyłają piekielne zastępy, by ogniem i gwałtem ukarały maluczkich? W krainie, której król naciera się magicznym tłuszczem, który daje mu nadludzką potęgę?
Ja lubię fantastykę, lubię baśnie, lubię absurdy, lubię nawet dystopie. Wydawałoby się, że czułbym się w tej krainie doskonale. Ale nie czuję się, bo tu kurwa mieszkam. Wszystkie powyższe rzeczy wydarzyły się w Polsce całkiem niedawno, w XXI wieku i o wszystkich wam zaraz opowiem.
Więc (zdania nie zaczyna się od więc) proszę zapiąć pasy i jedziemy. Po kolei.
Łobodno to wieś położona pośród malowniczych pół w powiecie kłobuckim w województwie śląskim. Upstrzona jest kwadratowymi domkami otoczonymi betonowymi ogrodzeniami. W tych domkach mieszka 1800 osób, z których spora część co niedzielę uczęszcza do kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. Mieszkańcy Łobodna często słuchają też bicia trzech dzwonów, z których parafia jest tak dumna. Dzwony te mają swoje imiona: „Matka Boża Częstochowska”, „Jezu, ufam Tobie” i „Totus Tuus” (Cały Twój).
Do końca lipca posługę sprawował i dzwonami dzwonił tam ksiądz Marek. Aż 27 lipca tak wkurwił całą wieś, że musiał uciekać, zabierając z plebanii wszystko, co nie było przybite do podłogi. Nawet karnisze odkręcił.
Problem w tym, że uciekając z parafii rzucił klątwę na mieszkańców wsi.
Poszło niby o pogrzeby, ale tak naprawdę zaczęło się dużo wcześniej – od Jezusa. Tego Jezusa rzeźbionego w drewnie księdzu Markowi podarowały dzieci przystępujące do komunii. Ksiądz Marek figurę wziął, skrzywił się pod nosem i natychmiast oddał ją w komis. Dlaczego? Bo w prezencie chciał pieniędzy, za które sam miał kupić Jezusa Zmartwychwstałego, którego ponoć bardzo potrzebował.
– Ksiądz sobie ustalił, że zawsze od każdego dziecka, które idzie do bierzmowania, czy do komunii bierze po 50 zł. w ramach prezentu. W tym roku do sakramentu komunii przystępowały 22 osoby. Czyli my jako rodzice mielibyśmy przekazać 1100 zł – mówił lokalnemu dziennikarzowi Sebastianowi Zielonce jeden z parafian.
Parafianie z Łobodna głupi nie są i liczyć umieją, więc sprawdzili, że figura Jezusa, o której mówi ksiądz, kosztuje nie 1100 zł, tylko złotych 200. I że ksiądz Marek te 900 zł różnicy chciał sobie do kieszeni schować. Więc Jezusa kupili sami, a kasy w kopercie nie dali. I tak zaczęła narastać nienawiść kropka pe el pomiędzy księdzem Markiem, a jego owieczkami.
Nie pomogło też to, że ksiądz Marek znacznie podniósł ceny, po jakich kropi kropidłem trumny. W jednej z rodzin przydarzyło się spore nieszczęście i miała zaplanowane dwa pogrzeby w ciągu tygodnia. Ksiądz Marek, którego „co łaska” kosztowało zwyczajowo 1000 złotych, tym razem zażyczył sobie 1400 za pierwsze i 1300 za drugie „spoczywaj w pokoju”.
Wkurwili się ludzie z Łobodna niepomiernie, zaczęli pisać do kurii. I księdza w końcu wygnali. Do księdza Marka przyszedł rozkaz przeniesienia do innej parafii, co z kolei jego zdenerwowało dosyć mocno, bo przecież wygodnie mu było.
I tak się żyje spokojnie w tej naszej Polsce powiatowej.
Jak twierdzą parafianie, ksiądz Marek ogołocił plebanię ze wszystkiego zostawiając tylko puste podłogi i ściany. Poczuł chyba to „Totus Tuus” z dzwonu.
Największy żal parafianie mają o drogi, dębowy stół, co po poprzednim proboszczu jeszcze został. O istnieniu stołu zaświadczają zresztą oficjalnie, powołując świadków, którzy przy tym stole siedzieli i kawę pili za starych, lepszych czasów. Ksiądz Marek zaświadcza za to, że stół tajemniczo rozpłynął się w nicości w niewyjaśnionych okolicznościach.
Na pożegnalnej mszy, z całą swoją magiczną mocą ksiądz Marek rzucił na mieszkańców Łobodna klątwę. Czarodziejskie zaklęcie rzucone podczas mszy, zza ołtarza z krzyżem, brzmiało: Osoby, które utrudniały mi życie, wyklinam, a stołu przysięgam, że nie zabrałem.
Serio, serio.
A wiecie, co jest jeszcze bardziej serio?
Do Łobodna z samej Częstochowy musiał przyjechać biskup Andrzej Przybylski. Przyjechał i specjalnym zaklęciem zdjął klątwę z Łobodna, by krowy znów się mogły cielić, kwaśnego mleka nie dawać, a mieszkańcy żyć w zdrowiu i w spokoju.
Działo się to w kraju w centrum Europy, w końcu lipca Anno Domini 2018, ledwie tydzień temu.
Nie chcę się śmiać z cudzych wierzeń – serio. Staram się tego nie robić. Ale co poradzę, że ta historia przypomina mi opowiadanie fantasy, albo grę RPG, w której jeden czarnoksiężnik level – powiedzmy – 8 rzuca zły czar na mieszkańców wioski. I potrzeba ściągnąć maga level przynajmniej 16, by klątwę odczynił. Zaginiony w sposób magiczny stół tylko dodaje smaku tej baśniowej przygodzie.
Ale ja jestem głupi i nie powinienem się dziwić, bo co tam klątwa o zasięgu gminnym, czy powiatowym, jeśli magia potrafi zniszczyć całe miasto i zabić 200 tysięcy ludzi.
Tu już przestaje być zabawnie.
W 74. rocznicę Powstania Warszawskiego – najbardziej krwawego wydarzenia w historii mojego miasta – katolicki portal Fronda ogłosił, że Hitler był Bożym Posłańcem, a hekatomba mieszkańców stolicy to kara za rozpustę i krótkie spódniczki jej mieszkanek. I pogroził, że jeśli nie przestaniemy cudzołożyć i nie zaczniemy wsadzać homoseksualistów i ginekologów do więzień, to wszystko znów się powtórzy.
Pierwszy raz tę pojebaną konstrukcję myślową wysrał z siebie (umiem w eufemizmy, ale nie chcę) niejaki Mirosław Salwowski. Napisał to po raz pierwszy w 2014 roku, ale katolicy z Frondy uznali za świetny pomysł odświeżać ten tekst i publikować go na nowo przy kolejnych rocznicach Powstania. I teraz, w 2018 roku, postanowili mnie wkurwić.
Mirosław Salwowski pisze, że 200 tysięcy zamordowanych w Powstaniu, w tym jakieś 65 tysięcy na mojej Woli, to kara boża za „rozliczne grzechy i nieprawości, które pleniły się na jego (miasta- przyp. ja) terenie, zwłaszcza w okresie międzywojennym”.
Co pisałem o tamtych czasach możesz przeczytać tutaj, jeśli ci się chce.
Te rozliczne grzechy pan Mirosław wymienia zresztą bardzo skrupulatnie. To „rozpusta, nienawiść i aborcje”. I homoseksualizm, oraz cudzołóstwo, które – w co pan Mirosław aż uwierzyć nie może – w przedwojennej Warszawie nie były karane nawet więzieniem! W Warszawie też – o zgrozo! – działały „dancingi, teatry, kasyna i kabarety”.
– Trudno zatem nie podejrzewać, iż zniszczenie Warszawy oraz II wojna światowa, która tak tragicznie doświadczyła nasz kraj były karą Boga za ogrom grzechów i nieprawości, który rozlewał się niczym wielka fala po przedwojennej Polsce – przekonuje inteligentnie pan Mirosław Salwowski.
I od razu zadaje pytanie, na które w Warszawie w roku 1944 otrzymałby odpowiedź w postaci ołowianej kuli wystrzelonej przez żołnierza Państwa Podziemnego.
„Czy Hitler był Bożym sługą?” – pyta Mirosław Salwowski, a katolicy z portalu Fronda.kurwa.mać.pl publikują jego słowa.
Pan Mirosław uważa, że tak – Hitler był posłańcem samego Pana Boga – i szybko dopowiada, że nie znaczy to, że Bóg był zły. Otóż według pana Mirosława Salwowskiego, można posłużyć się czymś złym i niemoralnym, by dobro i moralność zaprowadzić.
Czyli na przykład zamknąć te niemoralne teatry i dancingi.
Bombardując je.
I mordując 200 tysięcy ludzi.
– Za przewiny te Bóg sprawiedliwie karze ludy i narody – pisze Mirosław Salwowski.
Mirosław Salwowski jest wiarygodny, bo informacje czerpie wprost ze źródła. Dla podparcia swojego idiotyzmu, katolicki redaktor katolickiego portalu Fronda.kurwa.pl cytuje to, co powiedział mu Bóg na temat Powstania Warszawskiego, gdy usiedli sobie razem przed blokiem, obalili Perłę za 2,50 i pogadali od serca.
Tak, pan Mirosław osobiście rozmawiał z Bogiem zanim napisał tekst i ma informacje z pierwszej ręki.
Nie dziwcie się głupio.
„Słusznie płaczecie i oburzacie się na los zabijanych dzieci, dlaczego jednak wcześniej pozwalaliście, by poczęte dzieci były rozszarpywane w łonach swych matek? Ci, którzy teraz gwałcą wasze żony i córki, nie ujdą Mej kary, jednak podobna sromota zalegała wasze miasto przez wiele lat” – mówi Bóg. Cytowany przez pana Mirosława Salwowskiego.
Katolicki portal Fronda.o.ja.jebię.pl straszy na koniec, że jeśli dalej będziemy rozpustni, Bóg znajdzie sobie kolejnego Hitlera, który nas wszystkich powyrzyna.
– Celem tego mojego wpisu jest zwrócenie uwagi na to, co najczęściej pomija się w rozważaniu kwestii związanych z tym wydarzeniem – pisze Mirosław Salwowski.
Pomija się to, trąbo jerychońska, bo to czystej wody kretynizm i obraza dla setek tysięcy moich rodaków wymordowanych przez Niemców w 1944 roku. To żadna czarodziejska klątwa, to żadna sprawiedliwość, to po prostu okrutna rzeź zapoczątkowana przez zbrodniarza Adolfa, którego nazywasz pan „bożym posłańcem”.
Ten cały Mirosław Salwowski tak mnie zdenerwował, że aż w dalekim zakątku mojego mózgu zapaliła się czerwona lampka. I migać zaczęła. To taka lampka, która daje ci znać, że coś, kiedyś, gdzieś już o kimś słyszałeś. Gdzieś już się z nim zetknąłeś. Że brzmi znajomo.
I w końcu przypomniałem sobie. Przecież katolik Mirosław Salwowski zasłynął już podobnym chorym i zwyrodniałym tekstem. Szybciutko więc odświeżyłem sobie curriculum vitae pana Mirosława.
Okazało się, że dobrze pamiętam. Że pan Mirosław Salwowski jest osobą publiczną – uznanym, katolickim publicystą. Znanym i szeroko czytanym.
Okazało się, że żaden przepis i żadne RODO nie stoi na przeszkodzie, bym wstawił tutaj zdjęcie osoby publicznej i ogólnie szanowanej.
Proszę.
Okazuje się też, że mogę mieć na pana temat – panie Mirosławie – własne zdanie.
Na przykład takie, że jest pan podobny do rudego Taliba nie tylko fizycznie. Pan, Mirosławie, reprezentuje moim zdaniem talibańskie podejście do chrześcijaństwa, które objawia się m.in. następującymi tezami zawieranymi w pańskich licznych tekstach na Fronda.o.rany.jaka.wielka.kupa.pl.
– Taniec damsko-męski jest Bogu niemiły. Mężczyźni powinni tańczyć ze sobą w swojej grupie, a kobiety w swojej
– Sądy powinny skazywać homoseksualistów (pułapka? panie Mirosławie?)
– I tych od in vitro
– I bezwstydne kobiety
– I tych, którzy oglądają pornografię
– Dzieci powinno się bić za nieposłuszeństwo, zwłaszcza w domach i szkołach
Tu się zatrzymajmy, bo znów pan Mirosław mnie trochę rozśmieszył i chcę podzielić się z wami jego umysłową woltyżerką. Ponieważ pan Salwowski nie znalazł w Biblii przyzwolenia na to, by nauczyciel bił dziecko (co wolno przecież rodzicowi) Mirosław Salwowski postuluje utworzenie w szkołach dyżurów, podczas których dyżurni ojcowie będą krnąbrne dzieci napierdalać. – Nie przekraczając pewnych granic. Przykładowo, iż nie można dziecka okaleczać, bić po twarzy, ranić do krwi, wulgarnie przy tym wyzywać – zaznacza łaskawie pan Mirosław.
Przykładowo, panie Mirosławie, to ja pana pamiętam z jeszcze gorszej rzeczy. Postaram się się nie okaleczyć i nie ranić do krwi.
Napiszę choćby to, że pan – wulgarnie nie wyzywając! – razem ze swoją żoną (!) dwa lata temu, domagał się kary śmierci za seks pozamałżeński.
Mówiłem już, że jak ta lampka mi w mózgu miga, to w końcu sobie przypomnę?
No to przypomniałem sobie, jak dwa lata temu Salwowski wraz z małżonką postulowali dla cudzołożników kary takie, jak „chłosta, prace społeczne czy więzienie”. Między innymi robili to w portalu Fronda.ja.pierdolę.wyłączcie.to.gówno.pl.
Ale poza Fronda.zdechnij.wreszcie.pl swój postulat kolportowali też szerzej i bardziej – jak to powiedzieć? – skurwysyńsko. Chyba to dobre słowo.
– Dozowanie surowości tych kar powinno zależeć od różnych czynników i okoliczności, tj. wieku sprawcy, recydywy, różnicy pomiędzy stopniem życiowego doświadczenia obu stron występku, zachęcania do tego występku innych, etc. Tak więc np. uważam, że 20-letnie dziewczę uwiedzione przez 45-letniego żonatego faceta winno być skazane na zaledwie prace społeczne, ale np. ów 45-letni facet, jeśli ów wyskok był u niego kolejnym z rzędu, chwalił się takowym przed innymi, a może jeszcze nawet organizował i ułatwiał innym seksualne schadzki, mógłby zostać skazany nawet na karę śmierci – uważa Salwowski. Tak właśnie pisał u siebie na Facebooku we wrześniu 2016. Wpis potem usunął, ale nie ze mną te numery panie Salwowski. Mimo oszołomienia pańską inteligencją, ja wciąż coś tam pamiętam, a internet nie zapomina.
Ja nie zapominam.
Dodatkowo, do 45 roku życia mam jeszcze parę lat, ale osobiście czuję się zaniepokojony, panie Mirosławie.
Przypominam panu, że nadal jesteśmy w Polsce Anno Domini 2018, a nie w Afganistanie.
A wam kochani, przypominam, że katolicka redakcja Frondy – zatrudniająca takich tytanów intelektu, jak pan Mirosław – tylko w 2017 roku i tylko od wicepremiera rządu PiS Piotra Glińskiego otrzymała prawie 100 tysięcy zł dotacji.
Dotacji z waszych, podatniczych pieniędzy.
Kasę wzięła ta sama Fronda.nie.mam.już.kurwa.siły.pl, która twierdzi, że Adolf Hitler był biczem bożym i zamordował 200 tysięcy ludzi w moim mieście, bo dziewczyny nosiły zbyt krótkie spódniczki. Sto tysięcy złotówek dostali z twojej kieszeni, podatniku.
A z tej twojej kieszeni te złotówki kto wyjął i przekazał facetom onanizującym się przy zdjęciach z Rzezi Woli?
Rząd PiS, który stroi się w powstańcze opaski i próbuje się dokleić do tych kilku jeszcze żyjących Powstańców. Partia, której premier promuje się na patriotę i chętnie składa kwiaty 1 sierpnia. Partia, której prezydent tak pięknie przemawia o ofierze krwi, którą wylali w 1944 roku mieszkańcy miasta, w którym codziennie mijam tablicę „w hołdzie Poległym”.
Czy jeśli ktoś dobierze sobie przydomek „katolicki” to może w moim kraju mówić największe skurwysyństwo i największą głupotę?
Wychodzi na to, że tak.
Bo w moim kraju arcybiskup Grzegorz Ryś ogłasza na przykład za pomocą Twittera, że miarą wolności człowieka jest posłuszeństwo. POSŁUSZEŃSTWO!
Bo w moim kraju, ledwie w zeszłym roku państwowy uniwersytet w stolicy kształcił demonologów. Na Uniwersytecie Wyszyńskiego ich kształcili, za twoje pieniądze, skupiając się m.in. na takich ważnych aspektach, jak „realność szatana, rozpoznawanie ataków Złego i sposoby jego zwalczania , egzorcyzmy oraz ich stosowanie w formie prostej”.
Bardzo chciałbym zobaczyć zajęcia praktyczne z przedmiotu „demonologia”.
Egzorcyzmy – ćwiczenia w grupach. W formie prostej.
Ale w sumie widziałem je już. I poinformowano mnie w książce „Być jak Hiob”, że najlepiej demony wypędza się przy użyciu Magicznego Salcesonu.
Ksiądz Michał Olszewski jest tak przekonujący, że najlepiej po prostu oddam mu głos. Niech sam opowie, jak wypędzał demony wegetarianizmu.
– Mamy w nowicjacie, gdzie pracuję, dwadzieścia parę świnek, co jakiś czas bijemy jedną świnkę dla siebie na mięso i akurat była świeżo zrobiona kiełbasa. Więc mówię do księdza, który się ze mną modlił: „Mamy trochę swojskiej kiełbaski, przynieś i poczęstujemy te duszki”. Duchy zaczęły krzyczeć: „Nie, nie waż się przynosić kiełbasy” i mówią do tego księdza: „Bądź człowiekiem, nie idź po tą kiełbasę”. Wtedy mi przyszło do głowy, że jest coś lepszego, niż kiełbasa i mówię: „Salceson przynieś”. Przyniósł ten salceson. Trzymam figurkę Matki Bożej z Guadalupe i powiedziałem: „Pod rozkazami Matki Najświętszej macie jeść ten salceson”. Zaczęły jeść, w końcu rzekły: „Nie wytrzymamy tego”. I wyszły – pisze ksiądz Marek Olszewski.
A sympatyzująca z partią obecnie rządzącą Telewizja Republika donosi z kolei, że należy wypędzać z obywateli Rzeczypospolitej Polskiej demony intelektualizmu.
Demony.
Intelektualizmu.
W skrócie opowiem, jak ktoś nie chce klikać: był sobie ksiądz opętany demonem intelektualizmu. Demon objawiał się tym, że ksiądz był inteligentny, czytał dużo książek, dyskutował i zadawał pytania. A że czytał i próbował zrozumieć otaczający go świat, to cierpiał na grzech „pychy intelektualnej”.
Po tajemniczych egzorcyzmach przeprowadzonych przez ks. Piotra Glasa opętany ksiądz wyrzucił z siebie demona. Co się dzieje z nim teraz? „Wycofał się do klasztoru, nie naucza, nie wykłada, nie słucha spowiedzi, nie prowadzi nikogo duchowo”. Nie czyta, nie rozmawia, nie dyskutuje, nie myśli.
Jest posłuszny, jak chce tego arcybiskup Ryś.
Przypominam, halo! To Polska, centrum Europy, XXI wiek. Jedziemy dalej.
Bo Fronda – znów Fronda.gówno.pl – opowiada mi na przykład, o wygnaniu demona za pomocą Świętej Skarpetki Jana Pawła II.
I kto się teraz zaśmiał, temu za chwilę zrobi się głupio, bo to prawdziwa historia.
Ksiądz Maciej Gutmajer opowiada o swoim życiowym sukcesie, jakim było przepędzenie demona z duszy Anny, studentki. Do księdza przyprowadził ją jej chłopak, który uznał, że Ania na pewno jest opętana, bo ma napady agresji i nie da się z nią żyć pod jednym dachem.
Racjonalne rozwiązanie zagadki, dlaczego nasza partnerka jest zdenerwowana i dlaczego nie układa się nam związek, jest przecież tylko jedno – demon.
Ksiądz Gutmajer uratował sytuację, bo nie zważając na niebezpieczeństwo ze strony diabła, wyjął z kieszeni skarpetkę papieża Jana Pawła II (a co wy nosicie zazwyczaj przy sobie?) i przytknął ją tej dziewczynie do głowy.
– Wkładam jej tę relikwię pod głowę i rozlega się wściekły, męski głos: weź tego Janka, weź to białe, zabierz go, śmierdzi! To świętość szatanowi śmierdziała – opowiada ksiądz od skarpetki, cytowany przez Frondę.kurwa.jego.mać.pl.
Ksiądz Gutmajer twierdzi, że nie rusza się teraz nigdzie bez kości wyciągniętej z trupa świętej Faustyny i skarpetki Jana Pawła II.
Po bułki do sklepu trzeba iść? Kość i skarpeta do kieszeni, bo demony są czujne.
Do kościoła na mszę? Kawałek trupa i skarpetka.
Do kibelka? Bez zwłok i materiału ze stóp papieża nigdzie się nie ruszam!
I właśnie za wiarę w magiczne skarpetki i za to, że jakiś ksiądz nosi przy sobie kawałek zwłok – za to płacisz obywatelu w podatkach różnym takim imbecylom.
A dlaczego płacisz?
Pewną wskazówką może być fakt, że prezydent naszego kraju, Andrzej Duda i jego partyjni koledzy, wierzą na przykład w magiczną moc Świętego Łoju.
No, nie wymyślam tego przecież. Nie dziw się tak.
W maju 2014 roku, Andrzej Duda przyjechał specjalnie do Zembrzyc w Małopolsce, by spotkać się tam z niejaką Myrną Nazzour. Pani Myrna pochodzi oryginalnie z Syrii, ale jest obywatelką świata. Jej praca polega na tym, że jeździ po różnych krajach i poci się do foliowej torebki.
Serio, pani Myrna – a wraz z nią nasz pan prezydent – wierzy, że poci się Świętym Łojem, który zbiera do foliowego woreczka, takiego na kanapki. Pani Myrna jeździ po świecie i wciera tłuszcz, który wydala razem z potem, w chętne organizmy ludzi wierzących w czary.
Ówczesny poseł Andrzej Duda tak bardzo pożądał Świętego Łoju, że załatwił swoimi sposobami wizę do Polski dla pani Myrny. Zdradził to nie kto inny, jak porażony cudem Błogosławionych Wydzielin przyszły poseł PiS Dominik Tarczyński. Wtedy był tylko anonimowym Tarczyńskim, organizatorem pielgrzymki pani Myrny. Takim po prostu zwykłym Dominikiem chodzącym za kobietą zbierającą swój pot do woreczka po kanapkach.
Skoro mi się już włączyła ta migająca lampka pamięci, to chciałbym przypomnieć, że Andrzej Duda natarł się tym Magicznym Smalcem z ciała obcej kobiety w intencji wygrania wyborów.
Duda został prezydentem. Tarczyński, organizator tournée z torebką pełną łoju, jest dziś posłem. Zaczynam się zastanawiać, na ile płyny ustrojowe pani Myrny mają realny wpływ na sytuację w naszym kraju.
Na wszelki wypadek nie zaglądam do dotowanej z moich pieniędzy Frondy.sękaty.kij.im.w.zad.pl, by poznać odpowiedź na to pytanie. Bo wiem, że po tym Magicznym Salcesonie z Telewizji Republika i po Błogosławionym Łoju wtartym w Andrzeja Dudę będzie nam się odbijać jeszcze przez wiele, wiele lat.
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.
View Comments (29)
Prawda :)
Juz wiem, co bierze Miroslaw Salwowski. Problem w tym, ze przedawkowana Chloropromazyna powoduje stany depresyjne. Ale nerwice eklezjogenna mozna i nawet trzeba leczyc, jednakze zalecalbym zmiane lekarza lub dealera.
Nadrobiłem zaległości. i od razu pojawia się pytanie organizacyjne - czy te reklamy w tekście są konieczne?
Będą pieniądze , będzie pro layout i konto hostingowe bez reklam. Dej pieniądze nie będzie reklam :)
Mirosław Salwowski jest jak najbardziej prawdziwy. Jedyna nieścisłość – nie ma żony. Pani, o której Autor pisze „żona” – to siostra M. Salwowskiegoo, znanego w pewnych kręgach jako „Brawario”.
Jeśli Autor uzna, że to niewłaściwe-proszę usunąć – na razie zostawiam tu próbki twórczości M. Salowskiego
http://kulturadobra.pl/
http://salwowski.net/
Z pozdrowieniami
OK, przyjmuję do wiadomości, że Mirosław Salwowski istnieje. Jego istnienie nie zmienia jednak w istotny sposób sensu tego, co napisałem w swoim komentarzu.
A mnie się wydaje, że Mirosław Salwowski nie istnieje. Po pierwsze, ma zbyt znaczące nazwisko. Po drugie, nic o nim wiarygodnego w google'u. Jestem przekonany, że to postać równie realna jak gruppenführer Wolf. Jego zadaniem jest wkurwić Ciebie czy mnie, byśmy - uniesieni szlachetnym oburzeniem - rozpowszechniali "jego" brednie. Jak np. ta o autobusie nr 666 jeżdżącym z Gdyni na Hel (czyli do piekła) by © Fronda.ruski.trolling.pl. Klasyczny marketing wirusowy - żaden spoof mu nie zaszkodzi. No i niestety złapałeś wirusa - takiego antybiotykoodpornego. Posłałeś dalej. Mission completed.
Prawdy nie ma (wiem, że to boli, mnie także), są tylko newsy. Sam nie wiem, co robić z takimi idiotyzmami - zmilczeć źle, bo nie powinno się akceptować szalbierstwa i podłości, skrytykować źle, bo jesteś wtedy patogenem roznoszącym truciznę, polemizować źle, bo nie polemizuje się z głupcem, no i na dodatek nikt nie zwróci uwagi poza tymi, którym polemiki nie trzeba. Na tym polega problem - jesteśmy w późnej (płynnej) nowoczesności bezradni wobec agnotologii. Dorżnęliśmy ostatnie autorytety: w kościele nawet jotpedrugiści integralni nie brzydzą się już nienawiścią i pogardą, wolnorynkowy kapitalizm wydymał nas bez mydła, więc w polityce tylko populizm i chamstwo, uczelnie i szkoły - samozaorywają się, dziennikarze - z kredytami albo na śmieciówkach, związki zawodowe - skurwiły się albo upasły na naszej krwawicy, artyści - albo celebryci, albo prekariat, intelektualiści - panowie w fotelach na tle swojej biblioteki używający łacińskich słówek. Zostaje tzw. własny rozum (niekształcony gówno wart) i tzw. wolność słowa (także gówno warta bez odpowiedzialności, której jednak nie ma komu egzekwować). A w realu - darwinizm społeczny nazywany karierą, nienawiść i ksenofobia nazywane patriotyzmem, przemoc i bezwstyd jej stosowania nazywane troską o bezpieczeństwo, przyzwoitość nazywana lewactwem. Nic stałego - tylko niepewność jest stała. Wszystko oddamy za siostrę Ratched, a Indianina wygnamy.
Mimo wszystko "bądź wierny, idź", nawet jeśli dziś już mało kto rozumie to przeslanie.
Słusznie prawisz.
W przypadku naszych rodzimych "polityków" i ich koneksji z KK opcje są dwie. Albo to jebani cynicy albo rzeczywiście wierzą i praktykują wiarę w ten sposób. Osobiście wolał bym opcję pierwszą ale dopuszczam myśl że w wielu przypadkach to opcja dwa - co jest dość niepokojące.
Artykuł pro - dziękuję.
Hitlerowcy zorganizowali w okupowanej Warszawie własne teatry, kina i dancingi, do których nie mieli wstępu Polacy. Jeśli teatry polskie były tak niemiłe Bogu, a hitlerowskie były spoko, to niech się hitlerowiec Salwowski, razem ze swoim hitlerowskim Bogiem i jego posłańcem, idzie chędożyć w krzaki agrestu. Pozdrawiam demona intelektualizmu i jego borsuka ;-)
sory borsuk ale nie wierze ci. zmysliles to wymysliles. klamiesz. to nie moze byc prawda.plizzz....
Znów doskonały artykuł. Czy ja mogę dostać gdzieś trochę tego Magicznego Łoju ?
Sugerujemy aby teksty Borsuka udostępniaćna swoich FB, a także wklejać na FB prawicowych i propisowskich. Każda kropla drąży skałę, zwłaszcza jeśli skała z g...a ulepiona.