Jeśli uważnie popatrzycie teraz na Rosjankę robiącą sobie zdjęcia na plaży w Arabii Saudyjskiej, to zobaczycie zabawną rzecz. Ta Rosjanka z pięknymi piersiami, z łonem lekko tylko skrytym gaciami od jakiegoś Gucci, jest cała pokryta krwią i ludzkim mięsem. Całkiem możliwe też, że między jej pośladkami zauważycie oblizującą się twarz Krzysztofa Bosaka.
Długo zastanawiałem się, czy w ogóle pisać. Czy w takich chwilach pisanie jest jeszcze komukolwiek potrzebne. Bo nie jest – chyba. Nikomu.
Na przełomie lutego i marca 2017 roku napisałem takie słowa: Czasem jestem pewien, że będzie wojna. Albo epidemia. Natura musi wyregulować to, co tak nieumiejętnie spierdzieliła.
Było to dokładnie trzy lata przed pierwszym przypadkiem COVID-19 w Polsce i dokładnie pięć lat przed wojną. I co z tego wynika?
Nic z tego nie wynika, kochani. Czy w ogóle w czasach wojny potrzebne jest pisanie jakichkolwiek tekstów do internetu? Jakieś „a nie mówiłem”? Czy w tych czasach strasznych potrzebne jest w ogóle coś? Coś oprócz doraźnej michy?
To tak jak z tą Rosjanką. Czy ja w ogóle powinienem zawracać sobie głowę tą bladzią, pisać, że ona jakieś faszystowskie „Z” pokazuje na tle swojej wygolonej piczy i cieszy się, że umierają ukraińskie dzieci? Czy pisanie czegokolwiek takiego ma jeszcze sens?
Ta bladź kibicuje mordowaniu dzieci, które rozstrzelane nie dorosną już przecież, by zrobić sobie tyłek, cycki, ryj. Nie zdążą nawet z tak podstawową potrzebą człowieka, jaką jest założenie konta na jebanym instagramie i zarabianie na pokazywaniu jebanej dupy.
Celowy dobór słów.
Te dzieci zostaną zastrzelone, spalone żywcem, zbombardowane przez Ruskich. Tych Ruskich popiera ta śliczna, ruska jebana dupa.
Celowy dobór słów, jak wyżej. To już nie są czasy, gdy sekujemy się i dobieramy słowa, by kogoś nie urazić. Ta dupa jebana jest przecież jebana przez jakiegoś ruskiego oligarchę za pieniądze. I co gorsze: za te pieniądze oddaje nie tylko dupę, ale i duszę swoją.
Ta dupa duszę oddaje, rozpuszczając ruską propagandę i sławiąc ludobójstwo wśród swoich miliona trzystu instagramerskich obserwatorów.
No i sami powiedzcie, warto w ogóle coś w tych czasach pisać? Chyba nie.
Czy warto pisać cokolwiek w czasach, gdy całkowicie akceptowalne jest bycie ksenofobem? Gdzie wolno, a nawet należy mieć uprzedzenia? Gdy te uprzedzenia, nienawiść do jednej konkretnej nacji, buzują ci w żyłach?
Przecież jeśli ja nienawidzę teraz tej całkowicie przypadkowej i tępej lali z ruskiego instagrama, to moja nienawiść staje się czynem wręcz patriotycznym. Ale czy tak być powinno?
Nienawiść kropka ru.
Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) co zrobić z nienawiścią, która tym razem jest prawdziwa? Gdy chciałoby się krzyczeć: zajebać kacapów? Zajebać tych Ruskich!
Dziś wolno. Dziś należy mieć uprzedzenia do całej nacji. Czy warto? Nie wiem, zastanawiam się nad tym i nie umiem odpowiedzieć. Serce mówi: tak. Rozum mówi: nie do końca.
Po prostu nie wiem, czuję, że tak nie wolno, ale mam ochotę bić ich wszystkich po ruskich mordach. Co zrobię? Nic nie zrobię, taką mam potrzebę. Jebać kacapów. Co poradzę na to, że tak po prostu czuję i że pierwszy raz w życiu uważam, że moja niechęć – nienawiść.ru – do kogoś jest słuszna?!
Ja po prostu nie wiem. Czuję i to czucie jest dziś dla mnie ważniejsze niż mędrca szkiełko i oko.
Czytam i słucham w internecie, że ta kurwa jebana Putin opowiada ludziom w telewizji, że w Ukrainie były jakieś laboratoria, w których tworzono specjalne wirusy atakujące rosyjskie DNA. Słucham, jak ta kurwa jebana Putin mówi ludziom, że Polacy i Ukraińcy na zlecenie USA wykradają Rosjanom ruski genotyp.
Czytam, że ta kurwa jebana Putin ma specjalnego człowieka służącego do wybierania jego gówna z kibla, na przykład podczas igrzysk w Pekinie. Wybierania takiego wiecie miękkiego, kacapską ręką ze sracza i pakowania tego do kacapskiej torebki. Bo ta kurwa jebana Putin podobno boi się, że z tego gówna wykradną mu cenne rosyjskie geny.
Jakby te geny kacapskie były w ogóle, tfu, warte cokolwiek.
Widzicie? Nienawiść.ru. Ksenofobia. Jestem jej pełen. Tak dziś podobno już wolno.
Czy Putin naprawdę wierzy w te rzeczy, które opowiada? Czy jakiś Wania naprawdę tapla się w jego gównie? Nie wiem tego. Mam barierę językową i nie wiem, ale po obserwacji rodzimych foliarzy jestem w stanie uwierzyć, że wierzy w to wielu Rosjan.
Czy w ogóle warto cokolwiek o tym dziś pisać, skoro wszyscy doskonale potrafimy sobie wyobrazić, co działoby się, gdyby w 1942 roku był już instagram i internet?
Oto Helga Grübber, niemiecka selbst gemacht modelka z Dolnej Bawarii. Swoim stulejarskim obserwatorom z krajów alianckich pokazuje właśnie białą pierś i pisze, że Auschwitz nie istnieje i jest jedynie projekcją jankeskiej propagandy. Dzielny żołnierz niemiecki – pisze Helga odsłaniając dupę – skutecznie zwalcza polski faszyzm i pilnuje, by jakiś Polaczek nie wykradł genotypu z dupy Adolfa Hitlera.
No kurwa, ludzie, my w takich czasach dziś żyjemy!
Ale jest jeszcze gorzej! Ten idiota, Rutkowski Krzysztof na tym samym instagramie reklamuje firmę cateringową pod pozorem niesienia pomocy Ukraińcom. Ten idiota, poseł Bosak Krzysztof organizuje jakieś pogadanki, na których sączy putinowską propagandę jakoby bilet autobusowy za 4,40 zł dla ukraińskiego uchodźcy był przywilejem, który chleb polski od polskich ust polskim obywatelom odbiera.
Ten sam Bosak Krzysztof ma darmowe bilety na wszystko odkąd został posłem, ale tego już jego pryszczata morda swoim (tfu!) wyborcom nie powie. Bilet za cztery kurwa złote dla kobiety, która uciekła ze zbombardowanego domu z jedną reklamówką, w której ma gacie i skarpetki, to według Bosaka jest przywilej!
Pluć ci na mordę Krzysiu to mało.
Może jedynym powodem, dlaczego podczas wojny warto pisać o wojnie w internecie, jest pokazanie zdrajców, ludzkich szmat do podłogi, ruskich agentów i ogólnie: wyniesienie śmieci.
Ten idiota, poseł (tfu!) Braun Grzegorz powtarza na spotkaniach z głosującymi na niego amebami, że żydowski spisek ma na celu depopulację Polski poprzez zaludnienie jej Ukraińcami. Ten zdemenciały szmaciarz i idiota Korwin-Mikke od początku wojny powtarza wyłącznie oficjalną linię Kremla, jąka się coś, że bombardowań w ogóle nie ma, a żadne polskie służby jak dotąd nie dobrały im się do zdradzieckiej dupy.
Ale czy warto o tym pisać, jeśli zamiast tego można nakupić chleba czy mydła w Biedronce?
Długo się nad tym zastanawiałem i uznawałem, że pisać nie warto. Zamiast tego poszedłem na przykład na Dworzec Zachodni. Zaniosłem tam, co dałem radę, co mogłem.
To jest takie uczucie, jakbyś gołymi rękami próbował odepchnąć morskie fale. Zaniesiesz tam torby wyładowane i wszystko znika w mgnieniu oka i wszystkiego od razu brakuje.
Jakie to jest przerażające, gdy wyciągasz z plecaka ostatnią paczuszkę Skittlesów i dajesz jakiemuś dzieciakowi, który oczy ma puste i smutne. Jakie to przerażające, że nic – oprócz tych cukierków za 2,50 zł – nie możesz zrobić, by oczy te rozweselić. Gdy wiesz, że to i tak wszystko bez sensu jest, jak całe to pisanie.
Małe dziecko. Przed tobą. Oczy takie… Kurwa, takie nieobecne, nieistniejące. Jakby porcelanowe, z takiej starej lalki. Patrzy na ciebie nie jak dziecko, a jak stary dorosły, co już wszystko widział i już się poddał. Na kartonie siedzi, na podłodze Dworca Zachodniego, na tej posadzce, która i przed wojną zawsze była niemiłosiernie brudna.
Dokładnie takie samo dziecko z przestrzeloną czaszką widziałeś dziś w pracy, na zdjęciach jednej z licznych agencji prasowych. Widziałeś też matkę z oderwaną lewą nogą i jelitami wypływającymi przez dziurę w niebieskiej kurtce. Od 24 lutego nie robisz przecież nic innego, tylko zastanawiasz się w pracy, ile tego przemielonego, ludzkiego mięsa ukryć przed czytelnikiem, a ile można mu pokazać, zanim nie strzeli focha.
O czym nie napisać. O czym napisać łagodniej. Nie można szokować. Bo jak zaczniesz szokować – czytaj, pokazywać im wojnę – to ludzie pójdą na Pudelka czytać o tym, że Cichopek rozstała się z jakimś kimś tam, nie pamiętam nazwiska.
Bo ile syta osoba z Europy Środkowej może czytać o problemach innych? W końcu westchnie „co za straszna tragedia” i przełączy kanał lub zakładkę w przeglądarce. Tam będzie reklama firmy Nestle, jakaś baba śpiewająca w Polsacie i nowy serial w TVN. Albo konferencja Bosaka, że bilet za 4 złote to przywilej, kurwa mać.
– Nie pokazujmy tego zdjęcia – mówisz do fotoedytora patrząc na fotografię tej ślicznej dziewczyny w niebieskiej kurtce. I obaj macie w oczach coś takiego… Coś takiego bardzo złego.
Czy warto pisać cokolwiek?
To, co mamy w oczach to nienawiść.ru.
Jestem w stanie uwierzyć, że właśnie dziś, teraz, w jakimś zasranym Pietropawłowsku dwóch kacapów siedzi i rozmawia o tym, że wielka Rassija wyzwala świat od faszyzmu i trzeba zabijać malutkie dzieci, bo Putin tak mówi.
Nie mieści mi się w głowie, że to samo dzieje się w Otwocku pod Warszawą. W domu Korwin-Mikkego. Siedzą ruskie onuce z Bosakiem i Braunem i rozmawiają właśnie o tym.
Tam, w Ukrainie, tuż za naszą miedzą po asfalcie płynie krew kobiet i dzieci. A oni oblizują na ten widok swoje nienażarte usta.
Zastanawiałem się, czy w ogóle o tym pisać. Czy w ogóle o tym myśleć.
Czy to jest komuś potrzebne.
O małej Maszy, której rakieta urwała nóżki w Mariupolu.
O Olenie, którą pod Charkowem zgwałciło czterech Ruskich. Potem wbili jej bagnet w brzuch, bo od 1939 roku nic się przecież u nich nie zmienia.
O Saszy, który stoi teraz na warcie, gdzieś w wypalonej skorupie kijowskiego bloku i może dożyje rana, a może nie.
O tym, że wyciekające z brzucha ludzkie mięso wygląda dokładnie tak samo, jak to wieprzowe z Biedronki.
Nawet kolor ma ten sam, to mięso pomielone.
O tym, że wargi tej ruskiej dupy właśnie się oblizują na instagramie i ona właśnie idzie pomoczyć się w morzu.
Że jak wrzucisz do wody trup dziecka, to on napuchnie i będzie się unosił na falach jak taki, wiecie, balon.
Że dzieciom uchodźców nie wolno dawać do zabawy balonów, bo nawet tu, w bezpiecznej w miarę Polsce, jak taki balon pęknie, to one myślą, że znów ktoś do nich strzela.
Może warto, może nie warto.
Wiem, że codziennie widzę zwłoki.
Nie wiem za to, co będzie dalej.
Jeśli możecie, idźcie na dworzec w swoim mieście, przynieście co dacie radę. Właściwie – z tego całego pisania – tylko to zdanie ma jakąś wartość. Idźcie.
A Bosakom i innym ruskim onucom oblizującym usta spomiędzy okrwawionych, ruskich pośladków – plujcie w ryj.
Jako i ja pluję.
photo © Defence of Ukraine
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.