X

Kazik i cztery krople krwi, czyli żyjemy w postapokalipsie

Jeden na 500 Polaków umarł w ciągu ostatniego roku na COVID-19, a szury domagają się wesel na 500 osób i żeby nie trzeba było szczepić się Windowsem. Celebryta-buntownik Kazik broni rasistowskiego mordercy, a Morawiecki mości się na stosie złotych monet i śmieje ci się w twarz. Ale ty to lubisz i tę twarz nadstawiasz. Lubisz, jak ktoś cię bije.

Miałem kiedyś koleżankę, która nie mogła funkcjonować, gdy po prostu był spokój. Gdy nic się nie działo i było po prostu normalnie. Jej mąż, zwykły chłop, pracował w stacji telewizyjnej i często puszczał jej filmy przygodowe na takim dużym, rozwijanym ekranie, który własnoręcznie skonstruował na ścianie ich mieszkania na Tarchominie. Puszczał jej te przygody na ścianie, ale sam przygodowy nie był.

Taki był po prostu zwyczajny. Kupił kartofle i sałatę, bo tak mu napisała na kartce, piwo może raz na dwa miesiące wypił, jak film akurat mu się podobał. Sprzątał po sobie i zmywał naczynia. Wieczorami oglądał na Allegro obiektywy do aparatów, jakich sobie nigdy nie kupi, bo od 9 lat odkładał na dziecko. Sporo już odłożył.

Puszczał jej te filmy przygodowe, a ona patrzyła na nie i nudziła się. Tego Tomka bez zęba na przedzie poznała nad Wisłą, gdzie z koleżankami rozmawiały akurat przy redsie malinowym o planach na przyszłość. Planach? Przecież ona nie miała planów. On miał, ten mąż z projektorem. A ona czuła, że utkwiła gdzieś pomiędzy. Pomiędzy scenami filmu, pomiędzy kartkami książek i fabuła nie posuwa się zupełnie do przodu.

Jej fabuła.

Ten Tomek uderzył ją po dwóch tygodniach spotkań u niego na Ochocie. On z kolei pił dużo i nie konstruował ekranów. Nie odkładał. Wieczory spędzał na ulicy lub z nią i kilkoma butelkami. Miał problemy z gniewem i nigdy nie wiadomo było, kiedy coś mu odbije i stanie się agresywny.

I to właśnie było tak bardzo przygodowe.

Ona z tym Tomkiem jest już pięć lat, z czego dwa odwiedza go na Białołęce, na ulicy Ciupagi. W pierdlu po prostu. Rozbój i pobicie ze skutkiem. Z tamtym mężem, co na dziecko odkładał i zmywał po sobie, to nawet nie wie co się dzieje. Kontakt się urwał. Być może kupił sobie wreszcie obiektyw na Allegro. Kto wie?

Tak bywa.
Nigdy nie wiadomo co się zdarzy.

Ta moja koleżanka nie może funkcjonować, jak jest spokój. Jak jest po prostu normalnie. A awantury przetykane gorącymi zapewnieniami o miłości, przerywane na zmianę strzałem w twarz i mocnym, absolutnie pełnym uczuć seksem są tym, dlaczego żyć warto.

Ona na ścianie nie ma już filmu, ma tam za to cztery krople krwi, które ochlapały biały tynk pewnej nocy.

Nawet ich nie zamalowała. Kiedy czasem, w okolicach godziny 3:32 odlicza dni do jego wyjścia (a liczenia jest sporo) patrzy na te cztery zbrązowiałe kropelki i film przygodowy przeżywa po raz kolejny w głowie swojej. W duszy swojej, we wnętrzu swoim.

Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) my, Polacy, jesteśmy chyba tacy jak ona. Może dlatego lubimy, jak ciągle dyma nas jakiś złodziej.

Z tym wyjątkiem, że nigdy nie sprawdziliśmy, jak to jest „normalnie”, jak to jest żyć w stabilności, w jakiejś zwyczajności. Jak to jest, jak ktoś po sobie zmywa i jest dla nas miły.

Nie. My, Polacy, od samego początku wybieramy sobie – w wyborach powszechnych – partnerów patologicznych. Tylko oni niestety nigdy nie trafiają potem do więzienia na ulicę Ciupagi 1B.

Dlatego nie dziwię się, że ta epidemia będzie trwać, a grzechotnik w okularach będzie nas gnoił, jak ten Tomek bez zęba moją koleżankę.

Bo może. Bo mu pozwalamy na to, jak pozwalaliśmy innym naszym byłym, nawet temu z tak niegroźnym imieniem Donald. Część z nas mówi ostatnio, że chciałaby, żeby on wrócił, bo pogodziła się z tym, że mniejsze zło jest, no… mniejsze. Nieduże takie, malutkie.

Ale to jest nieprawda. Mniejsze, większe, zawsze zło złem pozostanie. Winą Donalda jest chociażby masa jego szkodliwych i nieudanych bękartów. Oraz to, że po nim i dzięki niemu Polacy wybrali zło większe.

Po mniejszym źle ludzie myśleli, że wybierając większe zło wybierają dobrze. I przesrali nam wszystkim wiele lat. Skomplikowane, wiem – ale to jak z tym Tomkiem bez zęba. Przemoc i ograniczanie wolności trzeba wprowadzać stopniowo. Po kawałku, po kropelce. Każdy następny związek jest bardziej.

Raz, dwa, trzy, cztery.
Marian, Leszek, Donald, Mateusz.

Im ta epidemia to w ogóle na rękę jest. Tym grzechotnikom u żłobu. Tak samo, jak opozycji na rękę jest bycie w opozycji.

O tym, że wyciszone mam na wszystko, to już mówiłem. Ale czasem ktoś, gdzieś, w odległym krańcu Polski, w Łodzi, Kielcach czy Władysławowie, przypomni sobie o mnie i zapyta: dlaczego tak rzadko piszesz? Praca – odpowiadam, dużo pracy. I jest to prawda, chociaż nie cała. Oprócz pracy jest też dziwaczna, natrętna myśl. Myśl brzęcząca jak ten szerszeń cholerny, który gniazdo sobie jakieś uwił pod moim gzymsem. Ten, który codziennie wlatuje mi przez okno, a ja codziennie wyganiam go takim trzonkiem od młota do wyburzania ścian, który zawsze stoi u mnie przy drzwiach.

Żyjemy w postapokalipsie i nigdy nic nie wiadomo.

Na tym trzonku zrobiłem wygodną rękojeść owiniętą taśmą i jakby nim uderzyć to czaszka pęka.

Mam go, bo nigdy nic nie wiadomo.

Ostatnio ktoś złapał mi za klamkę i próbował wejść mi do mieszkania. Tak po prostu. W postapokalipsie powróciły widać złodziejskie zwyczaje sprzed 20 lat, które tak dobrze znam. Za klamkę łapie zwykle kobieta, mężczyzna czeka na schodach. Przyłapana powie, że powróżyć, albo że sprzedaje ubezpieczenia. Nieprzyłapana w trzy i pół sekundy przetrzepie kieszenie kurtek wiszących w przedpokoju, zgarnie kluczyki do samochodu i dowód rejestracyjny, bo te w polskich domach zwykle leżą tam właśnie.

Brałem prysznic akurat i zanim złapałem za jakieś gacie i za ten trzonek od młota do wyburzeń, ich już nie było. Tych złodziei. W sumie dobrze.

W sumie dobrze, bo nigdy nic nie wiadomo.

W postapokalipsie wróciły zwyczaje złodziejskie sprzed 20 lat, które tak dobrze pamiętam. Na bezczela, na chama. Do rządu wrócił na przykład Janusz Cieszyński, ten sam, który dał dużo naszych milionów handlarzowi bronią za respiratory, których nie ma. Ten sam, który negocjował zakup maseczek z instruktorem narciarstwa, znajomym rodziny Szumowskich. Też za miliony.

Kto to jeszcze pamięta? A ilu z tych, co pamiętają z nostalgią rozciera szczękę po ciosie, który padł wtedy i pozostawił na ścianie cztery zbrązowiałe kropelki krwi? Ilu z nas po prostu lubi, jak ktoś ich traktuje jak szmatę do podłogi?

Z ostatnich wiadomości, to oprócz powrotu Cieszyńskiego fajne jest też oświadczenie majątkowe tego grzechotnika w okularach. A raczej oświadczenie o części majątku, bo Mateusz przecież sporo przepisał na żonę (jak Szumowski, ten od Cieszyńskiego) i jawność publiczna spoko, ale jeśli chodzi o Morawieckiego to nie. Nie ujawni ile ma milionów i ile zgromadził w ciągu lat ostatnich.

– Jesteśmy gotowi w bardzo krótkim czasie uchwalić ustawę – mówił w maju 2019 prezes PiS Jarosław Kaczyński o przepisach o jawności majątków przepisanych na żony. Premier Mateusz Morawiecki obiecywał wtedy: – Jeżeli będzie taka regulacja, to zrobimy to z przyjemnością i natychmiast.

Z przyjemnością ujawni. I natychmiast. Tak powiedział.

Jest czerwiec 2021, a ustawa powstała, ale zablokował ją dziwnym trafem kolejny narciarz, Andrzej Duda. Jest czerwiec 2021, a wciąż nie wiadomo, jak bardzo upasł się rządzący nami grzechotnik w okularach. Za to chętnie składa te same deklaracje miłości i transparentności.

– Mogę tylko powtórzyć, że popieraliśmy ustawę o jawności majątku polityków, gdy była ona dyskutowana. I popieramy ją cały czas – zadeklarował Morawiecki chwilę temu, 4 czerwca 2021 r. w rozmowie z Faktem.

No on cały czas popiera jawność swojego majątku, który ciągle i wciąż jest niejawny, bo jego Duda zablokował tę jawność. Czego nie rozumiecie?

Znów trzeba wam w pysk dać, bo nie rozumiecie?

Wy chyba to lubicie. Te kropelki cztery.

Lubicie, jak wam się pluje w twarz, lubicie, jak się was okrada i lubicie ten dreszczyk emocji. Da w mordę dziś czy nie?

– Wolność, po co wam wolność, macie przecież Interwizję, Eurowizję – śpiewa Kazik, a inny Mateusz – tym razem Kijowski – klaszcze w dłonie i buja się jak wtedy, gdy z magnetofonu parę lat wcześniej puszczał „Mury” Kaczmarskiego. Ten sam Mateusz, który z bycia przeciw władzy zrobił sobie sposób na darmowe pieniądze.

Ten Kaczmarski to też zresztą żonę napierdalał, dowiedziałem się o tym zbyt późno. Bo jak byłem szczeniakiem to też się bujałem i kiwałem i śpiewałem, choć nie umiem.

Krwi kropelki na ścianie.

Raz, dwa, trzy, cztery.

My, Polacy, to lubimy po prostu dostać po ryju. Wieszczowie narodowi, premierzy rozmaici, idole, jedyne opcje wyboru: oni wszyscy nas w ten pysk biją, a potem nam w niego plują.

Ale Morawiecki jest za jawnością swojego niejawnego majątku – pamiętajmy. Taki dobry to pan.

Po co wam wolność, macie przecież telewizję.

Ten Kazik to też zwariował już dawno i wam w ten ryj pluje.

Bo nigdy nie wiadomo, co się zdarzy.

Na przykład, nie wiadomo nigdy kto akurat zwariuje i okaże się foliarzem wierzącym w jaszczury z kosmosu i w to, że jedna rasa ważniejsza jest od drugiej, a rasowa segregacja i strzelanie do ludzi to całkiem spoko pomysł na życie.

Ten facet, przy którego piosenkach zakochiwałaś się pod namiotem w roku 1991, ten sam, co śpiewał ci w głowie „Spalam się”, ten sam, który w 1995 oburzał się, że „Łysy jedzie do Moskwy”, który bawił w „12 groszy” i wzruszał cię piosenkami Bertolda Brechta, ten sam Kazik dziś znów dał ci w pysk.

W 1995 wydał on piosenkę pt. „Szur, szur, szur” i być może było to ostrzeżenie. Że szur.

Ten Kazik ostatnio wysrał z siebie „oświadczenie”. Czasy są takie, że każdy oświadcza coś. Albo jego osoba. Osoba Morawieckiego oświadcza od trzech lat, że jest za pełną jawnością swojego niejawnego majątku. A Kazik oświadcza, że swoim umysłowym stanem przypomina Andrzeja Dudę.

Tak, jak pan Żulczyk powiedział.

Kazik Staszewski oświadczył w oświadczeniu oficjalnym, że w pandemii i postapokalipsie ograniczenia dla nieszczepionych na koncertach to apartheid.

I że on i jego koledzy „apartheidowi mówią zdecydowanie NIE”.

Szur, szur, szur.

No szur, co zrobisz.

W chwili, gdy piszę te słowa na COVID-19 umarło w Polsce 74 515 osób.

To więcej niż co trzeci mieszkaniec Kielc, gdzie kiedyś miałem przyjemność być na koncercie Kazika. Moja koleżanka wtedy organizowała, juwenalia były.

Przyjechał dwie godziny po czasie, najebany tak, że praktycznie nie mógł wyjść z busa. Położyłem go wtedy w akademiku na wersalce. Jego koledzy robili wszystko, by wstał. Po kolejnej godzinie udało mu się wytoczyć na scenę, ale występ był tak dobry jak Marek Suski.

Dziś Kazik mówi NIE apartheidowi. Bo system, który głosi, że czarnych trzeba odseparować od białych, zabijać ich jak zwierzęta i ustanowić dominację białej rasy to dokładnie to samo, co pandemiczne limity na koncertach starego szura.

Szur, szur, szur. Wszyscy artyści to prostytutki.

To strasznie zabawne, bo Kazik swoimi wypowiedziami popierał przecież faceta, który w imię apartheidu zabijał. Sam o tym opowiedział.

Kazik niejednokrotnie występował w koszulce sławiącej II wojnę burską. Czyli kolonialne walki, które – w sporym skrócie – zaowocowały apartheidem. Sam powiedział w wywiadzie WP, że Janusz Waluś, morderca Chrisa Haniego, powinien być ułaskawiony i uwolniony.

Neonazista Janusz Waluś to Polak z Zakopanego, który w RPA zamordował człowieka, bo nie lubił jak ktoś jest czarny. A lubił za to, jak asfalt leży na swoim miejscu.

Janusz Waluś to członek neonazistowskiej, terrorystycznej organizacji Afrikaner Weerstandsbeweging, która za symbol przyjęła sobie lekko zmienioną swastykę i hitlerowskiego orła, jak to mówią u nas: wronę.

I takiego hitlerowca broni pan Kazimierz.

Taki apartheid – z zabijaniem czarnych przez nazistów – Kazik chyba zdaje się lubić (choć oficjalnie mówi, że nie). Nie lubi chyba z kolei medycyny i tego, żebyśmy na przykład nie umierali i zyskali odporność populacyjną i przestali żyć w postapokalipsie.

To tak jak Edyta Górniak, która wierzy w to, że po botoksie jej twarz wygląda atrakcyjnie, że Reptilianie rządzą światem, że UFO, że wszechświatowy spisek Billa Gatesa, wierzy w zaplanowaną depopulację za pomocą medycyny i w energię z kosmosu.

KIedyś, dawno, przed apokalipsą lubiłem oglądać w internecie filmy Marka Podleckiego. Człowieka, który uważał, że Parchy (no skąd ten termin, ciekawe) najechały ziemię i mordują ludzi strzelając im z telefonów komórkowych w odbyt w komunikacji miejskiej. Marek Podlecki konstruował też deparchatory mające uchronić Tych Którzy Mają Otwarte Umysły przed nagłą, odbytową śmiercią.

A deparchator wygląda tak:

Marek Podlecki zmarł przed epidemią i bardzo tego żałuję. Być może gdyby nie to, Agnieszka Gozdyra zaprosiłaby go dziś do Polsatu, by opowiedział, dlaczego wirus jest nieszkodliwy, albo w ogóle go nie ma i dlaczego, jak radzi pan Kazimierz, należy wypuszczać hitlerowców-rasistów z więzień.

Górniak, Kazik, Podlecki i te wszystkie pojeby z Konfederacji (Jebać PiS i Konfederację – pamiętamy).

Podobnie myśli co czwarty Polak.

Tak, co czwarty z nas jest debilem.

Raz, dwa, trzy, cztery. Co czwarta kropelka jest tą zjebaną.

Co czwarty z nas boi się szczepionek, bo w strzykawce czai się autyzm i Bill Gates. Co czwarty z nas nie umie czytać, nie umie myśleć, nie rozumie nauki, za to wierzy w rzeczy, których nie ma. Jak na przykład w jawność majątkową Morawieckiego i że jaszczur z kosmosu wywołał wirusa, by wstrzyknąć ci czpia. I na mordzie wprawdzie nie chce nosić szmaty, ale chętnie nadstawia ją do bicia, bo igły się boi.

Powiedz, co czwarty Polaku, po chuj jaszczur z planety XBG’fgkdfjde-7 konstruuje niezwykle skomplikowany spisek, by akurat ciebie kontrolować? Po co ten spisek? Tak całemu wszechświatowi zależy akurat na kontroli nad tobą? Po co? Żeby wreszcie ten jaszczur mógł cię zmusić, byś umył tyłek i przestał śmierdzieć w autobusie linii 187?!

Co czwarty z nas.

Co czwarty. Kurwa mać.

Żyjemy w postaopkalipsie, a ja przy drzwiach mam trzonek od młota do wyburzania ścian. Czy tak powinien funkcjonować normalny człowiek?

Być może dlatego piszę ostatnio trochę mniej. Być może irytuje mnie, że i tak ponownie zagłosujecie na Mateusza, że będziecie słuchać „szur, szur, szur” Kazika w duecie z Edytą Górniak. Że bardziej niż śmierć rodaków z zapadniętymi płucami interesuje was jakiś debil na Eurowizji i żeby kiełbasę z grilla wreszcie zjeść.

Pysk kiełbasą napchać, a potem w ten pysk dać sobie pluć i do bicia go nadstawiać.

Zapomnieliście już, że 75 tysięcy Polaków rozkłada się i gnije, bo Mateusz z Januszem i ministrem Szumowskim kupowali nieistniejący respirator od handlarza bronią.

Zapominacie, że te 75 tysięcy gnijących trupów to nie tylko Mateusza, ale i wasza zasługa. Co czwartego z was. Bo co czwarty z was woli wierzyć w jaszczurki z kosmosu niż wziąć kurwa szczepionkę i zyskać odporność stadną na to cholerstwo.

Wy chyba polubiliście tę epidemię, co?

Po co wam wolność, macie przecież telewizję i cztery krople krwi na ścianie.

Żyjemy w postapokalipsie, kochani i jedna rzecz w tym jest ważna.

W postapokalipsie wszystko może być już tylko gorsze.


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


Borsuk: