Po tym, jak hordy barbarzyńców przypuściły atak na Marsz Równości w Białymstoku i po tym, jak w moim kraju wybiło szambo powinienem rzucić krótkie: a nie mówiłem? Ale zamiast tego trochę się wkurwiam.
Zastanawiałem się co napisać o Białymstoku. O tym, że banda idiotów-fundamentalistów gania po ulicach jakieś dzieciaki i bije je po twarzy. O tym, że jakiś dziwny człowiek – w koszulce z nazwą mojego kraju dumnie rozpiętą na piersi – zasłania się własnym dzieckiem przed policją.
Zasłania się z twarzą natchnioną i filmując wszystko na telefonie czeka – w natężeniu, w napięciu, z nadzieją? – na to, czy jego dzieciak dostanie gazem po oczach. Czy podczas starcia z policją wózek się przewróci, a mała główka uderzy w asfalt? Czy pała policjanta roztrzaska małą nóżkę? Małą rączkę?
Och, dopiero wtedy zostałby bohaterem i cierpiętnikiem na Facebooku i w mediach rządowych, które szargają imię mojego narodu narodowymi się nazywając. Dopiero wtedy – złożywszy swojego dzieciaka na ołtarzu walki z własnymi fantasmagoriami – mógłby poczuć przyjemne mrowienie w okolicach serca i pustego – najwyraźniej – mózgu.
Przesadzam? Ja przesadzam? Obejrzyjcie sobie nagrania z tym dzielnym tatą. I sami mi powiedzcie, czy kurde przesadzam.
Poczytajcie sobie cały ten szlam wypływający w ostatnich dniach z internetu, jako i ja poczytałem. Poczytajcie sobie fora kibiców i czytelników rządowych mediów.
Czytałem to wszystko, tę całą dumę z pieprznięcia dziewczyny po twarzy, z tego kopnięcia chłopaka, z tej „obrony” kurwa Białegostoku przez lewacką nawałą LGBT. Czytałem, jak ludzie udający chrześcijan rozmawiają o tym, że chcieliby zgwałcić nastolatków idących w Marszu Równości, bo nie podoba im się kolor ich włosów i krój ich spodni.
Co to kurwa w ogóle jest? Jakiś psychol jeden z drugim chce gwałcić młodych chłopaków, bo przeszkadza mu, że chłopak może kochać chłopaka, a dziewczyna dziewczynę? To jakieś szaleństwo jest i nawet nie będę próbował rozebrać tego logicznie, bo to już jest kategoria niebezpiecznie zahaczająca o wyparte potrzeby i o kodeks karny.
Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) zastanawiałem się co napisać o starciach w Białymstoku i wtedy uświadomiłem sobie, że ja już to przecież wszystko napisałem.
Przecież o chińskich maczetach za dolara i 30 centów, którymi wygodnie morduje się sąsiadów i o jednym narodzie rozbitym przez polityków na wrogie plemiona napisałem już tyle, że aż wstyd powtarzać. Pisałem o Rwandzie, której naród został podzielony na trzy plemiona i w której – po wybuchu prezydenckiego samolotu – dziesięć tysięcy ludzi dziennie było ćwiartowanych na kawałki.
Codziennie.
Pisałem o dzieciach leżących całymi dniami pod trupami swych matek w nadziei, że nie znajdą ich partyjni siepacze.
Pisałem o masowych grobach uwalanych wapnem.
I nagle okazało się, że ta koszmarna przyszłość jest bliżej, niż mi się wydawało. Jeszcze nie w progu, jeszcze nie za naszymi drzwiami, ale już słychać jej sapanie na klatce schodowej.
Pisałem o odczłowieczaniu i dehumanizowaniu przeciwnika. Tyle już razy, że żal powtarzać. O tym, że część tych pustych łbów z Białegostoku i okolic na co dzień nie uderzyłaby w twarz przechodzącej nieopodal dziewczyny. Że nie napluliby w oko kobiecie w wieku ich matki na przystanku autobusowym. Że nie zmawialiby się w pięciu, by zgwałcić jakiegoś chłopca, którego największym grzechem są wąskie spodnie i niechęć do świata, w którym wszyscy muszą być tacy sami.
Że z okrzykiem „Bóg, honor, ojczyzna” nie robiliby na co dzień rzeczy niehonorowych, za które i ten ich Bóg i ta moja ojczyzna muszą się wstydzić.
Ale uderzyć w odczłowieczoną przez propagandę masę? Kopnąć w tłum jakichś mitycznych „zboczeńców”, na których politycy i media szczują dzień w dzień? Na zbiorowisko bez twarzy, bez ludzkich przymiotów? Proszę bardzo, czemu nie.
I tego właśnie jesteśmy świadkami.
To właśnie robią politycy i te wszystkie szuje ugięte w pozycji służalczej, łaszące się wokół ich nóg. Tylko dlatego, że w październiku są wybory i potrzeba im krwi.
Oni odczłowieczają. W nadziei, że tłuszcza uwierzy w te bzdury o czyhającym zewsząd zagrożeniu i ruszy na wroga. Wroga sztucznie wykreowanego, ale o tym tłuszcza nie będzie już myśleć. Ona będzie już biec.
Robią tak choćby te wszystkie beztalencia mieniące się dziennikarzami „niezależnymi”, a wykonujące najgorszą, najbardziej chamską propagandę i szczujące na współobywateli w finansowanych przez partię mediach rządowych.
Tak zupełnie bez związku z powyższym ostatnio rzuciła mi się w oczy ciekawostka, że korespondent zagraniczny w TVP zarabia za swoją misję średnio 17 tysięcy i 200 złotych brutto, a ktoś na stołku dyrektorskim średnio 21 tysięcy i 840 złotych.
To tak bez związku z niczym.
Za tę pracę na rzecz podziałów społecznych, za te kłamstwa, za to kopanie rowów między Polakiem i Polakiem, za to łaszenie się i ocieranie o nogi swego pana jest nagroda.
Mięsne kąski spadają mięsnym deszczem. I tylko trzeba je wyjeść, wylizać z tego starego, śmierdzącego dywanu. Swoim obrotnym językiem wyciągnąć je spomiędzy skrwawionych włókien. Nie zważając na gorzki posmak napchać brzuch darami od dobrego pana.
Bo pan jest dobry, oj dobry! Pan prawą ręką głaszcze po głowie swoją ujadającą sforę, a lewą uspokaja tych obywateli, którzy sfory trochę się jeszcze lękają.
Na przykład premierowi mojego kraju, Mateuszowi Morawieckiemu, tylko trzy dni zajęło potępienie bandytów polujących na ludzi na ulicach.
Patrzcie, taki zajęty człowiek, a tak szybko zareagował. Ludzi zaatakowano w sobotę, a on już we wtorek powiedział: – Potępiamy to, co stało się podczas Marszu Równości w Białymstoku. To absolutnie niedopuszczalne, naganne zachowanie.
Od soboty do wtorku miał przecież lepsze zajęcia. Przedwyborczo odwiedził na przykład Siemianowice Śląskie, gdzie mówił coś o kopalniach i dodał po swojemu: – Gdy na twarzy pogoda, to w sercu zgoda.
W Białymstoku, premierze, pogoda najwyraźniej nie dopisała.
Od soboty do wtorku premier nie znalazł czasu, by potępić bandytów. Pewnie po prostu zastanawiał się, co powiedzieć…
Nie zastanawiał się za to chyba wcale minister edukacji Dariusz Piontkowski, który zasugerował, że jeśli czyjaś wolność jest obiektem ataku, to tę wolność trzeba ograniczyć. Tak przynajmniej zrozumiałem.
– Marsze równości budzą ogromny opór. W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane – wypalił w TVN24 Piontkowski, czym automatycznie rozpierdolił mój ośrodek logiki.
Panie Piontkowski, pieniądze są na przykład główną przyczyną kradzieży. Pan mi odda wszystkie swoje oszczędności, by nie prowokować złodzieja. A wiem, że ma pan tego hajsiwa sporo.
I tak to się kręci moi drodzy.
Co więcej – nigdy nie wiecie, kogo akurat partia i jej partyjni korespondenci obiorą sobie za cel. Przypomnę, że wrogami Polski byli już:
– Lekarze
– Obcokrajowcy
– WOŚP i jego sympatycy
– Bobry
– Dziki
– Niepełnosprawni
– Pielęgniarki
– Nauczyciele
– Bezdzietni
– Drzewa
– Uczniowie
– Dziennikarze
– Ludzie lubiący oddychać powietrzem, a nie smogiem
– Sędziowie
– Rowerzyści
– Adwokaci
– Artyści
– Ekolodzy
– Kobiety z parasolkami
– Synoptycy i meteorolodzy
– Kadra naukowa
– Ludzie na działalności gospodarczej
No to teraz przyszedł czas na gejów i lesbijki, którzy stali się wygodnym bębenkiem do uderzania w kampanii wyborczej.
I tylko ten wściekły idiota biegający z brudną, żółtą pianą między popsutymi zębami, ten kretyn bijący dziewczynę w twarz, ten matoł bełkoczący coś o Biblii, a przecież nieumiejący nawet czytać, ten debil z zionącym zgnilizną oddechem wykrzykujący z płuc kropelki partyjnej propagandy osiadającej na naszych twarzach…
Tylko on nigdy nie będzie partii wrogiem.
A dlaczego? Bo jak już się robi wojnę domową, to trzeba wybrać przy kim ten tłusty, nażarty podatkami tyłek posadzić. Bo nie oszukujmy się: przecież ci miękcy, wypielęgnowani, otłuszczeni posłowie nie nadają się do bitki na ulicy. Kogoś trzeba na tym froncie wystawić i kogoś trzeba na straty spisać.
Tylko droga partio – w 1606 roku niejaki Szekspir napisał już o tym dramat. I powinniście wiedzieć do czego to wszystko prowadzi. Na razie jesteście wszyscy tą Lady Makbet namawiająca swojego skretyniałego męża do czynów okrutnych, lecz dla siebie opłacalnych. Ale powiadam wam – skończycie szorując niewidzialną krew z waszych dłoni, błąkając się bez celu po dworskich korytarzach, a w końcu – koniec znajdziecie. Jak ona.
Pytanie, czy my wszyscy dożyjemy tego dnia, by podejść pod mury zamku Dunzynan i zobaczyć, jak ten wasz wykarmiony krwią, bezzębny Makbet z Białegostoku za nic ma wasz koniec, waszą śmierć i wasz wstyd.
I w sumie to tyle z tego mojego zastanawiania się o czym napisać.
Tak się zastanawiałem, że w końcu nie zrobiłem niczego innego, jak długiego wstępu do pisaniny już przeze mnie popełnionej. Dlatego weź zrób mi przyjemność kliknij i przeczytaj co pisałem wtedy, kiedyś. Bo to niestety nadal aktualne. I ta maczeta za dolara i 30 centów wciąż wisi nad naszym karkiem.
Moim karkiem i twoim, niezależnie po której stronie barykady chciałbyś się widzieć. Bo jeśli pozwolisz na takie rzeczy jednej partii, to potem drugiej będzie jeszcze łatwiej ci złamać kręgosłup. I trzeciej i piątej. Jeśli raz pozwolisz, by Polak trafił pod partyjny but, to przecież sam się w końcu pod tym butem znajdziesz.
Dlatego przeczytaj też tę moją poprzednią pisaninę. I oszczędź mi tego całego „a nie mówiłem”.
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.
View Comments (22)
Teraz przynajmniej wiemy jak wyglądają owe "rodziny z dziećmi" z Marszu Niepodległości. Dobra - pewnie przesadzam. Na pewno było tam sporo osób, które nie wiedziały, że maszerują ramię w ramię z fanami Mussoliniego i ks. Tiso. Niemniej jednak to, że napakowany testosteronem bandzior-nacjonalista założył rodzinę i spłodził potomstwo nie powoduje magicznie, że przestaje być bandziorem-nacjonalistą.
Przykro mi to przyznać, ale czasem mam wrażenie że jesteśmy tępym narodem. Możecie mnie zbesztać za to co napisałam, ale tak to widzę. Skoro tak łatwo się nami steruje, podkręca słowem nienawiść, by potem dochodziło do czynów..
gdzie my mamy jakieś kręgosłupy moralne?!
Znakomita większość rozkłada się w ziemi pod Katyniem. Reszta uciekła za granicę, lub była od tamtej pory stopniowo likwidowana w innych miejscach.
I tak cały czas. Jedni będą bić homo za istnienie, drudzy będą rosnąć w nienawiści do pierwszych. Nikt nie zobaczy człowieka w drugiej grupie. Człowieka, który może i ma nieprzemyślane, nienawistne poglądy, ale z którym przecież jakoś trzeba żyć w jednym kraju. Przecież ich nie zabijesz... co nie?
Kolejna inba z której nikt nie wyciągnie wniosków innych od "druga strona to niebezpieczni debile, nie ma co z nimi rozmawiać, trzeba ich eksterminować".
I tylko nocą patrzysz w sufit i głos powtarzający "uciekaj, choćby w Bieszczady" nie daje ci zasnąć.
Aż ciężko uwierzyć w to co się działo w Białymstoku. Najbardziej wstrząsający był filmik na którym kibole kopią jakiegoś człowieka, a w tle słychać ludzi ukrywających się ze strachu w aptece, z autentycznym przerażeniem w głosie. Słychać też płaczące dziecko, pytając matkę, co się dzieje i czy wszystko będzie w porządku. Tak, normami ludzie, matki z dziećmi chowają się przed rzekomymi obrońcami rodziny. Wielka "Armia Boga" bijąca nastolatków. I jescze ta banda baranów, bo tego inaczej nazwać się nie da, przyklaskuje tym bandytom. Norlamni ludzie, być może ojcowie i matki, piszą w Internecie, że bicie ludzi, być może w wieku ich dzieci jest dobre, że geje to zaraza, którą trzeba wyplemić. Nawet kilka dni przed marszem rozklejano ulotki "uwaga skażenie ulic baterią LGBT". Czy ci debile wiedzą, że podobne ogłoszenia rozwieszali ludzie, którzy mordowali ich dziadków? Po pobiciach oczywiście każdy umywa ręce, redaktor, który tworzył strefy wolne od LGBT, drugi redaktor, który straszył pochodem tęczowych bolszewików, którzy odbiorą ci wszystko co masz, twoje dzieci i twój kraj, biskup, który tak ochoczo wzywał do walki z rzekomym neomarksizmem, polityk, który z partyjnej mównicy grzmiał o ręce podniesionej na Kościół, na polskie dzieci. Drodzy redaktorzy, hierarchowie i polityku, to wy jesteś winni, ci bandyci nie wymyślili sobie tych haseł sami. I jescze ta milcząca większość: biją, kopią, kradną? Nic się nie dzieje, przecież nie biją nas, a jak będziemy cicho to może nie zacznął. Ale jak powiedział kiedyś pewien Irlandczyk "Do tryumfu zła, wystarczy bierność dobrych ludzi"
Dziękuję za ten tekst, skrupulatnie wrzuciłem na fb i mam nadzieję, że trochę więcej osób go przeczyta (i przy okazji ten o Rwandzie również). Mocno obawiam się że jesteśmy żabami powoli podgrzewanymi w garnku z wodą, mimo to wciąż mam niewielką nadzieję na to, że jest jeszcze szansa na pokojowe współistnienie w tym kraju oraz chciałbym doczekać renesansu słowa "kompromis" (nie interpretowanego przez ludzi jako synonim słowa "kompromitacja").
Przypomniała mi się taka sytuacja sprzed bodaj dwóch lat. Ślub znajomego, siedzimy na zewnątrz sali weselnej, pogaduszki. W trakcie rozmowy narzeczona znajomego mówi: "bo ja jestem z Wąsosza, to taka mieścinka...", na co ja przerywam, że wiem gdzie leży Wąsosz (pod Białymstokiem). Zdziwiona pyta skąd, w końcu tam psy spod ogona szczekają. Na co ja, akurat po lekturze "Miast Śmierci" Traczyka, gdzie autor opisuje jak to grupka polskich chłopów jeździła wozami po podbiałostockich wsiach w pierwszych dniach wojny radziecko-niemieckiej, uzbrojona w obite żelazem pałki, łopaty, pręty i broń palną i organizowała w tych wsiach i miasteczkach pogromy. Apogeum zostało osiągnięte w Jedwabnem, ale były też Radziłów, Kolno i Wąsosz właśnie. Sprawcami byli ci sami ludzie, którzy po udanym pogromie robili popijawę, po czym wozami przemieszczali się do następnego miasteczka. Taki Tour de Podlasie AD 1941. No więc (wiadomo) ja odpowiadam jej, że akurat czytałem taką książkę i wiem o pogromie w Wąsoszu.
Szok.
Biedna nie miała pojęcia. I teraz dochodzimy do sedna. Nie wiedziała, miała prawo nie wiedzieć, znamy mechanizmy psychologiczne, które za to odpowiadają. Ale jej szok trwał może dwie-trzy sekundy, po których zaczęła agresywnie wypierać ten nowy kawałek wiedzy. Bo jej babcia mówiła, że w Wąsoszu był jakiś Polak, który ukrywał Żydów w stodole, ale potem się to wydało i zarówno Polaka jak i Żydów rozstrzelano na ulicy. Ergo: mieszkańcy Wąsosza chronili Żydów, no wypisz wymaluj, drzewko w Yad Vashem się należy. Pytanie: a kto tego Polaka sprzedał, kosmici? Wyparte. Bo babcia mówiła, Żydów ratowano, pogromu nie było. Nie w jej Wąsoszu.
Po wojnie, gdy żydowski Białystok po prostu przestał istnieć, to właśnie chłopi i drobnomieszczanie z tych Wąsoszy, Radziłowów, Koln i Jedwabnych przenieśli się do miasta, wziąć pożydowskie mieszkania. I to właśnie oni stworzyli nową tkankę miejską, nowych Białostocczan. To ich wnuki biegają dziś ogoleni na łyso z Armią Boga na piersi, z kotwicami na wymuskanych na siłowni bicepsach. I "bronią katedry".
I oni też pięć minut temu nie wiedzieli co to gej, ale gdy im mówią, że gejem się rodzisz, a nie stajesz z wyboru, to od razu są przeciw. Jeszcze wczoraj (powiedzmy 10 lat temu) nie mieli pojęcia, że tacy ludzie w ogóle istnieją, ale postawieni przed nowym kawałkiem wiedzy, od razu ją odrzucają. Wiem, że jest to rodzaj mechanizmu wyparcia, ale zawsze fascynuje mnie (i przeraża), że ludzie poddają mu się tak łatwo. Bez żadnej kurwa refleksji.
Bardzo dobry komentarz. Też o tym czytałem. Ja akurat pochodzę z Podkarpacia z miasteczka, w którym przed wojną mieszkało 50% Żydów. Obecnie nie ma nawet tablicy pamiątkowej. Niestety wielokulturowy kraj stał się krajem jednorodnym, płytkim. Codziennie mijam na ulicy ludzi nadużywających symbolu Polski Walczącej na starych autach, na kopszulkach. Zaniedbani brzuchaci faceci w bluzach, napisy na ciężarówkach o tym jacy to waleczni jesteśmy. Najedzeni chrześcijanie plujący na wszystko co inne. Plujący na uchodźców - mam wrażenie, że chyba nic bardziej nie łączyło Polaków jak wspólne "zdanie" na temat uchodźców. Jestem potwornie zmęczny, żnużony patrzącym na kalkę lat 30 XX wieku. Doskonale zdaje sobie sprawę do czego to wszytsko prowadzi. Nie ma już moich programów w TVP Kultura, w rodzinnej miejscowości ludzie zasiadają przed telewizorami i oglądają te jadowite "Wiadomości" i zmieniają się jak władca Rohanu Théoden (postać ze stworzonej przez J.R.R. Tolkiena mitologii Śródziemia). Proces jest powolny ale działa niesamowicie sprawnie. Ludzie mi najbliżsi przestają dostrzegac różnice, nie widzą niczego złego w tym co się dzieje. W otoczeniu zaciera się percepcja "różnicy" - "przecież za PO telewizja była taka sama" - mawiają.... Nie wypada używac wulgaryzmów ale kurwa mać to droga w przepaść. Wypchane kosze w marketach, wieczne kolejki, przepychanki, schamienie. :(
No, to jest przykre. Podam podobny przykład stopniowego zwierzęcenia, a propos uchodźców. Tak się składa, że na przełomie maja i czerwca 2015 roku udaliśmy się na wakacje do Macedonii. Kompletnie nieświadomi, że właśnie tamtędy zaczynała iść pierwsza fala uchodźców z Bliskiego Wschodu. Widziałem na własne oczy kto tamtędy szedł i byli to kuźwa wszyscy. Młodzi, starzy, dzieci, kobiety, mężczyźni. Społeczeństwo.
Dwa miesiące później jestem z powrotem w Warszawce, znajomi zapraszają za miasto na oglądanie gwiazd nad Wisłą. Otwieram pierwsze piwo i zaczyna się dyskusja... "A czym się różnią uchodźcy od wiadra z gównem? Wiadrem! Hahaha!", "Co oddziela ludzi od zwierząt? Morze Śródziemne! Hahaha". I tak dalej, cały wieczór. Normalni ludzie. niektórych znam dobre 15 lat, od dzieciństwa.
Dodam, że mówimy o samych ludziach w wieku (wtedy) 25-30 lat, wszyscy z wyższym wykształceniem, wszyscy w "hipsterskich" zawodach. Prawie wszyscy z Warszawy. Niby ta młoda, wykształcona elita. I tak jak piszesz o swoim Podkarpaciu. Powoli gniją, tyle że zamiast telewizorów mają smartfony. I tak powolutku głupieją, dziczeją, rozleniwiają się intelektualnie i emocjonalnie. I powoli rzeczy, które parę miesięcy wcześniej uchodziłyby za podłość, stawały się normalne.
Zerwałem kontakt z większością tych ludzi, po tym wieczorze. Bo rzygać mi się chciało od tego pierdolenia. Ale oni się przecież z tej okazji nie zmienili.
A to ja zacytuję to, co napisałam na Fejsie w ramach komentarza do białostockich wydarzeń:
Oto chrześcijańska miłość bliźniego w pełnej krasie. Oto ci, którzy nosząc koszulki głoszące, że właściciel nie wstydzi się Jezusa (dziwne, nie wstydzi się Żyda, który nie pozwolił skrzywdzić nierządnicy i kazał nadstawiać drugi policzek?), podnoszą rękę (i nie tylko rękę) na tych, którzy głoszą miłość. Oto antypedały chcą jebać pedałów – czy przy okazji nie jebią logiki?
Chciałabym świata bez marszów równości. Nie dlatego, że mam coś przeciwko nim.
Chciałabym świata, w którym takie marsze nie byłyby potrzebne…
Na agresję i bicie Biblia daje przyzwolenie: Jezus wyganiał kupców ze świątyni, wywracał stoły wymieniających pieniądze i ławki sprzedających gołębie. Uogólniając: podnosić rękę wolno jeżeli znajdzie się uzasadnienie.
Mieli koszulki z napisem "Nie wstydzę się Jezusa". Jeśli Jezus istnieje, z pewnością wstydzi się ich
Niestety smutna prawda :( Jestem z tego miasta i po ludzku jest mi cholernie wstyd za to co wdziałam na własne oczy. Czy naprawdę musi dojść do wojny domowej?! Gdy słyszę od "patriotów" nie po to mój dziadek walczył, a taki "patriota" zazwyczaj ani publikacji historycznych nie czytał, ani biblii, którą się podpiera, nie wspominając, że w większości dziadków swych nie zna i jak jedna mądra kobitka powiedziała "ile dzieci jest wychowywane w rodzinach jednopłciowych czyli mamę i babcię" ( https://www.youtube.com/watch?v=0T8uiKZ83QU&list=PLhjX_-v12cGwfJR4NKdLnlzm3_S05et6a&index=27&t=0s ) ehh temat rzeka.
Borsuk jak zawsze w punk :)
Dziękuję Ci bardzo za Twój tekst. Dziękuję, bo mogę nim uświadamiać wszystkich tych, którzy próbują mnie uświadamiać, że to kim jestem jest złe. Jestem matką, żoną, kobietą biseksualną.
Mam prawo do życia i szczęścia, do wyborów, do wychowania dzieci. Jestem z tego pięknego miasta. Żyje między tymi ludźmi, żyję z nimi. Chcę czuć się bezpiecznie, chcę wierzyć, że moje dzieci wyrosną i będą czuły się bezpiecznie, nie zależnie jakimi drogami podąża. Takich jak my jest dużo, i mamy prawo być uczciwi z Wami, mówiąc kim i jacy jesteśmy. Czasem się dusze, bo muszę to ukrywać, siedzieć i słuchać żartów, które nie trafiły by do moich uszu. Jesteśmy tacy jak Wy, nie mamy żadnych szczególnych znaku, który nas wyróżnią. Byliśmy, jesteśmy i będziemy.
Piszę ten komentarz anonimowo, bo nie mogę powiedzieć tego wszystkiego pod swoim nazwiskiem.
Piszę bo muszę pozostać anonimowa, chociaż czytam Twoje teksty, komentuje, przesyłam znajomym.