Mateusz Morawiecki ułożył najgorsze zdanie z najgorszych zdań z jakimi dotąd borykał się język polski. A pan Tomasz z firmy IKEA przestał być Tomaszem z IKEA, bo zapewnił, że homoseksualistom „lepiej uwiązać kamień u szyi i pogrążyć ich w głębokościach morskich”. I tak sobie powoli mija czas w tej naszej Polsce kochanej.
Na początku było Słowo. Podobno. „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” – można to przeczytać w pewnym woluminie, do którego jeszcze dzisiaj wrócimy. Bo i czasy są takie, że zaglądać trzeba do zakurzonych książek. Ale zanim otworzymy tę konkretną księgę najpierw skrobnę słów parę o słowie aktualnym i dzisiejszym.
To aktualne słowo, to najważniejsze wypowiedziane w ostatnich dniach słowo, ta seria słów składająca się w pełne mądrości i nadziei zdanie brzmi:
„Premier Morawiecki uczestniczy w uroczystym podpisaniu listu intencyjnego w sprawie wyrażenia woli współpracy na rzecz podjęcia działań w zakresie opracowania Wstępnego Studium Wykonalności dla Wrocławskiego Węzła Kolejowego„
Jest to prawdziwe zdanie składające się z prawdziwych słów, które prawdziwy (?) premier Mateusz Morawiecki postanowił wygłosić uroczyście, by jego sukcesem mogli cieszyć się wszyscy prawdziwi Polacy. Czyli m.in. ja, bo tak się składa, że się tu urodziłem i jestem całkowicie prawdziwy.
Premier wygłosił to zdanie za pomocą oddanego mu zespołu prasowego i złożonego z ekspertów gabinetu politycznego po to, bym poczuł się zadowolony i spełniony. Żebym wiedział, że premier dba, czuwa, jest i będzie przy mnie zawsze. Że bez jego słowa nic by się nie stało, co się stało.
Gwałcony język
Ja się w tym zdaniu bez pamięci i absolutnie zakochałem. Ostatni raz czułem coś takiego, gdy znad szklanki ciepłej wódki spojrzałem w oczy takiej jednej dziewczyny z Bemowa. Ale to było tak dawno, że nikt już tego nie pamięta. Teraz – dzięki premierowi Mateuszowi – przeżyłem tę ekscytację po raz kolejny.
Bardzo jestem zadowolony, premierze Mateuszu, że opłaca pan sztab ekspertów od wizerunku oraz szereg politycznych doradców, by pokazać mi po raz kolejny, że ci co najwięcej o Polsce mówią języka polskiego nie znają za grosz.
Wy, szanowni rządzący, nie umiecie mówić w ojczystym języku, nie umiecie pisać w ojczystym języku, nie umiecie najprawdopodobniej nawet w ojczystym języku myśleć. Wy ten mój język polski kaleczycie, gwałcicie, wpychacie go w pełne zadziorów urzędnicze i politykierskie imadła tylko po to, by pokazać mi, że nie szanujecie podstawy naszej wspólnoty.
Bo język, jak nic innego, tworzy naród – premierze mój ty narodowy.
To, że ci najgłośniej o patriotyzmie krzyczący najbardziej nasz język kaleczą zauważyli już chyba wszyscy, którzy przeczytali w życiu coś więcej niż ulotkę wyborczą. Nie będę więc odkrywał odkrytego i napiszę po prostu, że mnie to wszystko powoli już wkurwia.
Te wszystkie wasze „przecz s komunom, a przede wszystkiem precz s postkomunom”. Ci wasi wszyscy utytułowani profesorowie (ukłony dla pana Karskiego) piszący „Łomża” przez er kurwa zet. Te wasze wszystkie nieoczytane, twarde łby, które biurokratycznym, nieludzkim bełkotem wyrażają wolę współpracy w celu podjęcia współpracy.
To wasze Ministerstwo Edukacji (!) piszące o „poziomie rozszeżonym”. Te wasze „muszom, zrobiom”. Te wasze „pedział” (powiedział – serio, też się zastanawiałem), te wasze „robio”, „majo”.
Srajo, cholera!
Te wasze problemy z gramatyką, składnią, interpunkcją i spacjami przed przecinkiem, oraz niewybaczalna nieumiejętność rozumienia słowa pisanego przekładająca się na ogólne życiowe nieogarnięcie.
Dlatego ostatnio z nich wszystkich najbardziej lubię słuchać właśnie premiera Morawieckiego, bo on nie popełnia tych podstawowych, chamskich błędów.
Za to robi coś znacznie gorszego.
Premier z mchu i paproci
Zawsze, gdy Mateusz zaczyna mówić mam wrażenie, że znajduję się w jakimś alternatywnym scenariuszu science fiction. Takim, w którym z jakiegoś powodu nikt nie wymyślił obróbki metali, a wszystkie maszyny zbudowane są z drewna. Również androidy.
W takiej nienapisanej nigdy powieści SF mógłby istnieć słowiański, narodowy robot wykonany z lnu, drewna lipowego, okadzony dymem z pieca chlebowego, z głową wypełnioną słomą z prasłowiańskiej strzechy. Najprawdopodobniej taki android nazywałby się właśnie Mateusz.
No bo posłuchajcie, jak on mówi. Trochę, jak robot, któremu ktoś wgrał do systemu operacyjnego „Starą Baśń” i poemat „Wsi spokojna…” Jana Kochanowskiego. Bo owszem, bełkocze często biurokratyczną nowomową, ale jak już uaktywni się ten jego rdzeń spleciony z wierzbowych witek to zaczyna się jazda.
We wrześniu – pamiętam jak dziś! – premier Mateusz poświęcił na przykład 8 sekund swojego cennego czasu, by opowiedzieć mi o twarogu.
„Tydzień temu byłem poczęstowany polskim, tradycyjnym bardzo twarogiem, aż mi się ze smaku zakręciło w głowie” – ogłosił premier mojego kraju, a ja usłyszałem wewnątrz głowy łoskot maselnicy.
Z kolei w październiku Mateusz mówił tak: „Można sobie wejść do lasu. Na grzyby. Na jagody. Na… pooddychać pięknym, leśnym powietrzem. Podobno ostatnio coraz więcej w naszych lasach jest też wilków. Ja się zaczynam też troszeczkę bać wtedy, jak bardzo dużo by się tych wilków nazbierało”.
Umie też uderzyć w moje czułe struny, bo nie tylko przyrodę lubię, ale i kochliwy jestem. „Chcemy, by Polacy rzadziej chorowali na serce. Chyba, że z miłości” – zapewnił mnie Mateusz z drewna lipowego w swoim exposé, co zapamiętałem. Pamiętam też niestety, że wciąż na choroby układu krążenia umiera w Polsce rocznie 177 tysięcy osób, co stanowi blisko połowę wszystkich zgonów. Ale zostawmy to, bo przecież premier lubi mówić, a niekoniecznie trzeba od niego wymagać, by to co mówi robił.
Choć niby bez słowa nic się nie stało, co się stało.
„Jeden z górali powiedział mi, że ja jestem Janosikiem” – to znów październik, znów Mateusz i znów polskość krzycząca o jeszcze (choć Janosik był Słowakiem, ale nie mówcie o tym premierowi).
„Modliliśmy się o deszcz. Teraz módlmy się, żeby przestał padać” – mówił Morawiecki już w maju tego roku. Niekoniecznie nam ta modlitwa pomogła, ale pozwala mi w miarę zgrabnie (?) przeskoczyć do dalszej części tego tekstu, więc korzystam. Ale zanim pogadamy o modlitwie mam jeszcze jeden cytat.
„Można sobie wyobrazić życie bez samochodu i telewizora, bez stołu i krzesła ciężko sobie wyobrazić” – powiedział Morawiecki w lutym 2018 roku podczas gospodarskiej wizyty (kiedy on w ogóle pracuje?) w firmie meblarskiej Telmex w Piszu. Mateusz bardzo się wtedy cieszył, że tego rodzaju prężne polskie zakłady produkują meble dla koncernu IKEA.
No właśnie.
Dziś już nie kibicujemy IKEI, Mati.
Partyjny przekaz
Latem 2019 roku cały rząd i cała partia żyje jedną, jedyną sprawą. Tą, że jakiegoś faceta wyjebali z roboty w IKEI.
Rząd – codziennie w TVP i na licznych konferencjach licznych ministrów – powie wam, że zwolniony Tomasz K. to cierpiętnik za wiarę i szwedzki koncern (pamiętajmy, że Szwecji już nie ma) wyrzucił go z pracy, bo jest katolikiem.
Taki Zbigniew Ziobro mówi, że to jest „rzecz absolutnie skandaliczna” i zleca prokuraturze zbadanie sprawy.
Taka szczycąca się profesorskim tytułem posłanka Pawłowicz twierdzi z kolei, że „musimy im odważnie przypominać,że TU JEST POLSKA,państwo obywateli wolnych i w większości chrześcijan. Konstytucja RP jest ponad chore gusta jakiegoś zewnętrznego „lidera” czy „visora”…” (pisownia oryginalna, łącznie z podwójnymi spacjami i przecinkami bez spacji, bo to zgodne jest z patriotyczną i profesorską interpunkcją).
Skoro już posłanka Pawłowicz była łaskawa poruszyć temat chorego gustu lidera to może zamiast wierzyć w te partyjne bajeczki sprawdźmy, czy Tomasz K. naprawdę wyleciał z pracy za wiarę. Bo oto co napisał na pracowniczym forum.
„Akceptacja i promowanie homoseksualizmu i innych dewiacji to sianie zgorszenia. Pismo Święte mówi: „biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia, lepiej by mu było uwiązać kamień młyński u szyi i pogrążyć go w głębokościach morskich’. A także: ‚Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”
No strasznie to niezrozumiałe, dlaczego kilku jego kolegów mogło poczuć się niepewnie. I mogli poczuć się zagrożeni. Prawdopodobnie mogli poczuć się tak, jak poczułby się Tomasz K., gdyby kolega z pracy – fanatyczny islamista – napisał na służbowym forum cytując swoje Pismo: – Zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie, chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki.
Zresztą taką zasadzkę na rozum i godność człowieka przygotował rząd pana Mateusza i rządząca partia i dlatego musimy przejmować się teraz wszyscy takimi pierdołami. Bo nagle w Polsce istnieje tylko jeden temat: prześladowania religijnego ze strony szwedzkiego koncernu.
Ten cały Tomasz K. mówi teraz, że nie rozumie dlaczego za pisanie o zabijaniu ludzi dostał wypowiedzenie. Przecież on tylko Pismo cytował. No nie rozumie kontekstu, nie rozumie znaczenia, nie rozumie, że epoka brązu – w której napisano to pismo – skończyła się jakieś 2300 lat temu.
Nie rozumie.
Ale zauważam, że w swoim wpisie na forum IKEI Tomasz K. nie zrobił błędów ortograficznych i gramatycznych. Niewielu jest takich po stronie partii. Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) myślę, że Mateusz powinien zatrudnić go w swoim gabinecie i dać mu nieograniczony dostęp do swojego Twittera, co obu panom z pewnością by się przysłużyło.
Pytanie, co się stanie gdy Mateusz znów złapie smak na ośmiorniczki, bo przecież to w serwującej je knajpie dał się nagrać w aferze taśmowej wraz z politykami Platformy.
A ośmiorniczek jeść nie wolno. Bo taki Tomasz K. może wtedy napisać cytując Stary Testament: „Będziecie jedli następujące istoty wodne: wszystkie istoty wodne, w morzach i rzekach, które mają płetwy i łuski, będziecie jedli. Ale każda istota wodna, która nie ma płetw albo łusek w morzach i rzekach spośród wszystkiego, co się roi w wodzie, i spośród wszystkich zwierząt wodnych, będzie dla was obrzydliwością. Będą one dla was obrzydliwością, nie jedzcie ich mięsa i brzydźcie się ich padliną. Wszystkie istoty wodne, które nie mają płetw albo łusek, będą dla was obrzydliwością”.
Kłopot będzie miał też minister Ardanowski, który chciał jeść bobry na podniesienie potencji. Ale to już na szczęście nie mój problem.
Nie moim problemem jest też to, że Joachima Brudzińskiego rozszarpią dwa niedźwiedzie, bo taką karę przewiduje Pismo dla tych, którzy śmieją się z czyjejś łysiny.
Tylko czy naprawdę nie jest to ani mój, ani wasz problem? Bo jeśli politycy traktują język polski jak szmatę, na tę Polskę się powołując i jeśli instrumentalnie traktują Biblię, w którą ponoć wierzą i na którą ponoć przysięgają, to co zrobią z nami?
Skoro bełkoczą ciągle i swymi pełnymi nienawiści słowami psują nas i nasze wzajemne relacje. Dzielą nas i nastawiają przeciwko sobie.
Pamiętajmy, że słowa są ważne. Że bez nich nic się nie stało, co się stało.
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.
Matka Olka
Na urlopie nadrabiam zaleglosci czytelnicze i dopiero teraz przeczytalam ten tekst. Rodzina zastanawiala sie, czemu tak co chwila wybucham smiechem. A to tylko „słowiański, narodowy robot wykonany z lnu, drewna lipowego, okadzony dymem z pieca chlebowego, z głową wypełnioną słomą z prasłowiańskiej strzechy. ” 😀
PS Wpisy pani Pawlowicz tez doprowadzaja moja polonistyczna dusze do szalu. Sama pisownia, reszta niewarta uwagi – belkot nawiedzonej :/
Borsuk
Bardzo się cieszę z tego śmiechu 🙂
Henryś
Borsuku ! Pawłowicz jest profesorem tylko w pisowskich mediach. Tak naprawdę jest doktorem
Scavenger
Czesław Miłosz pisał kiedyś: „W cieniu imperium, w gaciach prasłowiańskich, z kurami, naucz się lubić swój wstyd, bo zawsze będzie przy tobie. I nie odstąpi”. Tak drogi Borsuku
Ela TBG
Oj, Borsuku, jak ty nic nie rozumiesz. .. Nawet na Quorze twierdzą, że ten wpis w Ikei to był przejaw wolności słowa, jaką można cieszyć się w Polsce.
takitam
Po przeczytaniu tego felietonu stoję w językowym rozkroku. Czytałem bowiem kilka dni temu w poradni zdrowia językowego PWN, że IKEA – jako skrótowiec – nie deklinuje się.
Znowu, znowu, znowu… Słowo przeciwko słowu. Jak żyć, Panie Premierze.
wisznu
@takitam o ile pamiętam prof. Miodek dopuszcza odmianę Ikei.
wisznu
Ale zastanówmy się jeszcze nad tym cytatem: „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”
Czy da się z mężczyzną obcować cieleśnie na sposób w jaki dopuszcza Biblia z kobietą? Biblia jako seks z kobietą dopuszcza tylko jeden sposób – dopochwowo, ponieważ każdy stosunek musi mieć na celu poczęcie, za unikanie czego zginął Onan.
A skoro mężczyzni pochwy nie posiadają, więc nie mogą współżyć ze sobą tak jak się to robi z kobietą, więc nie popełniają obrzydliwości, więc nie będą ukarani śmiercią i krew na nich nie spadnie 🙂
Lemin
W zasadzie z Onanem Problem nie tkwił w stosunku przerywanym per se (a nie masturbacji) tylko w tym co jego celem było: „Ponieważ Er, pierworodny syn Judy, był w oczach Pana zły, Pan zesłał na niego śmierć. 8 Wtedy Juda rzekł do Onana: «Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obowiązku szwagra, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo»2. 9 Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia3, aby nie dać potomstwa swemu bratu. 10 Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć”
TB
Dzień dobry! Małe sprostowanie – minister Ardanowski nie będzie miał kłopotów w związku z namawianiem do jedzenia bobrów, w każdym razie nie ze strony religijnych fundamentalistów. Okazuje się bowiem, że bobry mają na ogonie delikatne łuseczki, co dla religijno-kulinarnych ekspertów od czasów średniowiecza jest wystarczającą przesłanką dla uznania tego zwierzęcia za rybę, czyli danie postne. Ale nie śmiejmy się, w dzisiejszych czasach nie jest lepiej – dla urzędników UE skorupiaki (homary, langusty) to też ryby.
Anonim
Hej, Borsuku! Świetny tekst! Ubawiłam się do łez!
Martyna Dąbrowska
Tekst jak łyk świeżego powietrza. Dziękuję:)
Anonim
Polecam Harrariego „Homo Deus” – fragmenty dot. wiary w słowo pisane.
Borsuk
Mam to na liście 🙂
lukk
Znalazłem Twoją stronę niedawno i już się zdążyłem całkiem przyjemnie rozgościć 😉
BARDZO dobrze się to czyta.
Dzięki, że chce Ci się te teksty tworzyć!
Borsuk
Nie mam na pisanie tyle czasu, ile powinienem ale się staram 🙂 Dziękuję, że zostałeś i jesteś!
Mucha
Kończę właśnie czytać „PO PIŚMIE” – rozprawkę Jacka Dukaja, która obszernie i bardzo ciekawie traktuje o zjawisku odchodzenia społeczeństwa od słowa pisanego i wynikających z tego implikacjach. Poruszone są tam również tematy polityki oraz polityków stosunku do języka. Gorąco polecam Ci Borsuku ową książkę.
Dzięki za lekturę!
Tekst jak zwykle wzbudził uczucia mieszane… czytanie to sama przyjemność, drążenie tematu zwykła chujnia 😉
Borsuk
Dzięki! Po Dukaja kiedyś pewni sięgnę
Frysztyk
Dołączam do przedmówcy. W kwestii reakcji na Twój tekst i w kwestii Dukaja też. Jestem w trakcie. Mocna rzecz (wyjątkowo nie opowiadania a eseje).
Anonim
Taaak… Ci nie potrafiący pisać profesorowie i wycieranie sobie gęby Biblią kiedy to wygodne, też od dłuższego czasu psują mi smak życia.
Radosław Kaczyński
Tekst dobry, ale zmieńcie motyw graficzny na jaśniejszy! Oczy wypływają podczas czytania…
Borsuk
Mam to w planach. Nie umiem jednak odpowiedzieć kiedy to się stanie.
PS: Sam tu jestem, tu nie ma „wy” 🙂
wisznu
A ja lubię jasne litery na ciemnym tle. Zostaw chociaż jako opcję:)
Damian.PZ
Jak powszechnie wiadomo, że wszystko w życiu ma znaczenie w jakim się to robi kontekście. Biblia i jej cytaty bywają okrutne dla ludzi i zwierząt. Dzięki Borsuk za ciekawy artykuł i merytoryczne ogarnięcie tematu.
Borsuk
To ja jak zawsze dziękuję za czytanie 🙂