W Pleszewie do niedawna mieszkała pani Władysława. Zaczął boleć ją brzuch i sobie w tych bólach, po cichutku umarła, bo odmówiono jej pomocy lekarskiej. W Warszawie cały czas mieszka pan minister Mariusz. Zaczął go boleć brzuch i teraz leży sobie w sali VIP, a dyrekcja szpitala powitała go kwiatami.
To jest historia prawdziwa i to dzieje się tu i teraz – w centrum Polski A.D. 2017.
Była sobie kiedyś gromada świń, która napisała na ścianie hasło „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze”. Znamy to z Orwella, jasne. Ale znamy to również z Polski naszej kochanej. I strasznie mnie wkurwia, że gonimy nie te fabuły co trzeba.
Była sobie kiedyś pani Władysława, która żyła skromnie i po cichutku. Prawdopodobnie nie wiedziała nawet, że konstytucja kraju, w którym się urodziła w artykule 68. chroni ją w sposób szczególny. Że zapewnia jej dostęp do opieki zdrowotnej i do „ochrony życia”. Prawdopodobnie nigdy nie przeczytała zdania: „obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”.
To nawet dobrze. Bo gdyby czytała, umarłaby pewnie nieco bardziej wściekła na otaczający ją świat. A tak, umarła jak żyła – skromnie.
Pani Władysława przeżyła 57 lat i nie ma publicznie znanego nazwiska, tak samo jak nie miała szczęścia. W życiu dorobiła się jedynie amputowanej nogi, stymulatora serca i zaawansowanej cukrzycy. Jej historię poznałem z prasy, a potem zacząłem badać ją na własną rękę. Strasznie zdenerwowało mnie, że system zdecydował, że pani Władysława musiała umrzeć.
Jakoś w marcu panią Władysławę zaczął boleć brzuch. Bóle były potworne, silne i nagłe. Jej córki wezwały karetkę. A raczej wezwać próbowały.
Dyspozytor miał pierdoloną czelność powiedzieć, że do pani Władysławy karetki nie wyśle. Bo nie. Bo ból jamy brzusznej to dla karetki za mało. Córki – widząc pogarszający się stan matki – dzwoniły jeszcze wielokrotnie. Dyspozytor rzucał słuchawką. Być może również nie czytał 68. artykułu konstytucji.
Pani Władysława całą dobę czekała na karetkę. Jest stan się pogarszał. Córki wezwały w końcu taksówkę. Kierowca zobaczył panią Władysławę i nie musiał mieć studiów medycznych, by zrozumieć, że kobieta umiera. Bał się ją przenosić, więc on również zadzwonił po karetkę. Dyspozytor znów rzucił słuchawką. Pani Władysława umarła.
A teraz opowiem wam o panu Mariuszu. Pan Mariusz jest ministrem, ma publicznie znane nazwisko i jakoś tak w marcu – jak donoszą media – zaczął boleć go brzuch. Pan Mariusz zagiął czasoprzestrzeń i w sekundę ominął roczną kolejkę, w której normalnie czeka się do szpitala MSWiA w Warszawie. Pan Mariusz przeszedł operację pęcherzyka żółciowego, dostał elegancką salę VIP, a dyrekcja – chowając w kieszeń godność człowieka – odpierdzieliła PRL-owską szopkę witając go ukłonami i bukietem kwiatów.
Pani Władysława też dostanie kwiaty. Tylko, że kurwa na pogrzebie.
Ja wiem, ja wiem – są równi i równiejsi. Ja wiem, ja wiem – gdyby córki pani Władysławy były agresywnymi i ogarniętymi facetami z Warszawy to tak zbluzgałyby tego dyspozytora, że nie tylko wysłałby karetkę, ale przybiegłby za nią na czworakach i zaczął się łasić.
Ale one były tylko przestraszonymi, ubogimi kobietami z Pleszewa, którym matka umierała na rękach.
Wiecie, że ja sobie narzekam czasem na media. Piszę, że to czysta rozrywka i dostajecie to, czego sami w mediach szukacie. Że to zwykły biznes i jeśli większość klientów pożąda chłamu – jak Małgosia Rozenek podrzędnego bramkarza – to ten chłam dostaje. Dlaczego poziom spada, dlatego nie da się tego czytać i oglądać.
Ale na szczęście jest jeszcze coś.
Te media robią ludzie, którym jeszcze trochę zależy.
I czasem, nie codziennie, ale czasem, nie robią ze śmierci w Pleszewie krótkiej, sensacyjnej notki. O nie.
Wtedy, na całym swoim wkurwieniu, na niewyraźnym wspomnieniu czasów, gdy media miały jeszcze jakąkolwiek misję, robią wszystko, by śmierć pani Władysławy nie została tylko cyfrą po przecinku w statystyce umieralności. Opisują to tak sprytnie, że władze w typie pana Mariusza i jemu podległych nie mają wyjścia.
Tylko dzięki dziennikarzom panem dyspozytorem zajął się (służbowo) wojewoda i (karnie) prokurator. I być może następna słuchawka, jaką rzuci pan dyspozytor będzie przytwierdzona do więziennego automatu na żetony. Nawet mi go nie żal.
Żal mi za to, że mimo tego wszystkiego, mimo dziesiątek podobnych śmierci, żaden pan Mariusz – wylegujący się w specjalnym łóżku ściągniętym na oddział VIP – nie pomyśli o tym, że to system zmusił dyspozytora do odmówienia pani Władysławie prawa do życia. Że może karetek było za mało, że może dostał rozkaz „nie pomagać” od kogoś wyżej. Że może ten nasz artykuł 68. dawno już poszedł się jebać, jak jebią nas codziennie panowie Polską i Polakami wycierający sobie oślinione usta.
A pana Mariusza serdecznie pozdrawiam i życzę rychłego powrotu do zdrowia.
View Comments (22)
Tu potrzebna nie tylko walka z systemem. Ani nie potrzebna retoryka (nie wprost), że pan Mariusz winien, bo pani Władysława trafiła na dyspozytora kretyna. Potrzebna zmiana w edukacji. Bo i lekarze, i średni personel, ale i politycy, nauczyciele i cała reszta zawodów będących służbą zapomniała co znaczy słowo "etyka". W nowomowie europejskiej owo słowo nie występuje. Czy ktoś słyszał sformułowanie, ze polityk zachował się nieetycznie? A lekarz? O- przepraszam - lekarz tak - kiedy odmówi aborcji uzasadniając to przysięgą Hipokratesa -- wtedy mówi się, że jest nieetyczny... Może tak kazać się uczyć tego słowa na nowo?
Zmiana edukacji jest potrzebna w każdej dziedzinie :) A jedną z takich zmian, jest zmiana myślenia. Moment, gdy ludzie zaczną głośniej mówić, że nierówności społeczne nie muszą być aż tak wielkie (bo będą zawsze, ale nie muszą być tak drastyczne), będzie momentem, w którym panie Władysławy otrzymają ciut więcej, a panowie Mariusze ciut mniej.
Straciłam mamę, bolał ja brzuch, walka z wiatrakami tak wyglądał jej koniec. Ten artykuł, te słowa i ta sytuacja z Panem ministerem doprowadził mnie do łez. I tylko już sił nie mam zawracać Wisły kijem, być ciągłym rwwolucjonistą, sama. Pewnie dlatego jest tak paskudnie, bo ja i inni nie mamy już sił.
Bardzo mi przykro z tego powodu. Proszę przyjąć moje wyrazy współczucia. Tak naprawdę, to nie wiem co napisać... Może tyle: trzymajmy się razem.
Witam. Rzec by można życie, ale to nie życie, to ludzie ludziom i my sami sobie robimy krzywdę.
Żeby zmienić system (a ciągle go zmieniają rządzący i to na gorsze), musielibyśmy doprowadzić do odpowiedzialności karnej i materialnej a nie tylko politycznej, rząd, prezydenta, posłów i senatorów.
Służbą zdrowia od góry do dołu rządzą lekarze. To im zależy na utrzymaniu status quo. Każdy dyrektor szpitala czuje się jego właścicielem a ordynator jest panem i władcą na swoim oddziale.
Mało jest w Polsce takich rodzin, która nie przeżyła by gehenny mając chorego członka rodziny i to nie z powodu choroby, tylko z kontaktami z lekarzami. Kolejki, recepty jeden lekarz może przepisać na tę chorobę, inny specjalista na inną a jeszcze inny musi wypisać skierowanie, co specjalista to skierowanie na badania do innego laboratorium, jednym słowem PARANOJA.
Z moich kontaktów z lekarzami mogłabym książkę napisać, dlatego piszę dość ogólnie. Są różni, trafiłam też na tzw. ludzkich, ale czasami myślę sobie, czy oni nie poświęcają jednego roku studiów na to, jak zarobić by się nie narobić i jak przyjąć pacjenta aby wyszedł z gabinetu zadowolony ale nie leczony. Zastanawia mnie też, dlaczego w szpitalach na 100% kosztów, do 80% to koszty osobowe czyli wynagrodzenia. Współczuje rodzinie pani Władysławy i wszystkim rodzinom, które doświadczyły obojętności ze strony służby zdrowia.
Odpowiedzialność dla urzędników brzmi kusząco :) Ale boję się, że tego nie dożyjemy. Przecież oni sami na siebie bata nie ukręcą.
Ja się nie boję, że nie dożyjemy. Jestem pewna, że nie dożyjemy, ale pomarzyć dobra rzecz. :)
1. BRAWO, BRAWO! Świetnie napisany artykuł!
2. Tragiczna polska rzeczywistość, mieszkam w Niemczech i żołądek mi się wywraca słysząc historie o polskiej opiece medycznej...mój ojciec zmarł na nieodkrytego (!!!) raka płuc po półrocznym cierpieniu i leczeniu go rumiankowym płukaniem gardła, moja mama właśnie po radio-i chemioterapii raka przełyku, rozebrana w gabinecie pani profesor czekała 3 godziny na kontrolę, a pani profesor po prostu ją zapomniała i poszła do domu!!! Mama wylądowała z zapaleniem płuc ponownie w szpitalu...jedna z wielu polskich pań Władysław...
Prawnicy w obu przypadkach odradzili mi zajęcie się tymi lekarzami, bo szanse nikłe na cokolwiek. Żołądek przekręca mi się więc dalej.
Moje kondolencje. I dziękuję
Jest to bardzo przykre i takimi sprawami powinien zając się prokurator - osoba za to odpowiedzialna powinna zostać ukarana - Współczuje rodzinie
Też tak sądzę. Powinien. Mam nadzieję, że po interwencji dziennikarskiej się zajmie
Tylko dlaczego dopiero po interwencji dziennikarskiej ??? Zmarł ojciec ministra Ziobry i sprawa cały czas się toczy na naszych oczach, czy życie pani Władysławy było mniej warte ???
No, dopiero po interwencji, bo jest jak jesr. Co zrobisz. Fajne jest to, że dziennikarze jeszcze czasem - rzadko, bo rzadko - ale przypominają sobie po co wybrali ten zawód.
To oczywiście nie tłumaczy znieczulicy, ale warto przypominać, że przy tak niskich nakładach na służbę zdrowia i tak małej (oraz cały czas spadającej) liczbie lekarzy i pielęgniarek per capita, tego rodzaju sytuacji będzie tylko przybywać. I żadne genialne "restrukturyzacje" czy "racjonalizacje" nie przyniosą tutaj znaczącej poprawy, dopóki nie powie się jasno, że potrzeba więcej środków. Skąd je wziąć to osobna kwestia. Jako lewak mam na ten temat bardzo konkretne i mało popularne (w społeczeństwie wyznającym korwinizm-balcerowiczyzm) zdanie.
Oczywiście, są braki. Ale nie aż takie, by przez dobę nie móc wysłać pomocy do konającej kobiety. Jednak zgadzam się - lekarze są wypychani za granicę.
....taka sytuacja....
Co zrobisz? Jedyne możemy zmienić to nazwisko pana Mariusza, co to dostanie kwiaty na Wołoskiej. Panie Władysławy jak umierały tak będą umierać.
Mogę zrobić tylko tyle, że czasem coś napiszę. A może aż tyle? Wydaje mi się, że gdyby wystarczająco wielu z nas się po prostu, po ludzku, wkurzyło i powiedziało głośno tym baranom z Wiejskiej parę słów to coś mogłoby się zmienić... W tłumie siła. Ale ja jestem niestety idealistą.
no wreszcie, juz 3 dzien zamykam i otwieram bloga jak pusta lodowke
Ha :) Dzięki za komplement :) Staram się regularnie, ale obowiązki gonią i nie zawsze mogę usiąść do klawiatury.
Bądź Panie zdrów, Panie mariuszu. Będąc dzieckiem, miałam ulubioną bajkę - "Żywa woda" i zawsze wiedziałam, że ona będzie mnie dotyczyła. Wtedy gdy wydzierałam konowałowi z POZ skierowanie na pilną opiekę paliatywną, gdy duciorem blokowałam drzwi izby przyjęć na dziecięcym, gdy wpadałam w histerię i nie opuszczałam korytarza dopóki nie zszedł zaspany lekarz, to pole walki. Ucinasz łeb, a tam wyrastają trzy lub cztery. System jest fatalny, a my walczymy nawzajem ze sobą, zamiast z NIM. Strzegą go złe duchy, wilkołaki, strzygi i mariusze. "Żywa woda" to nie bajka, obyśmy zdrowi byli.
Może już czas, żebyśmy zaczęli walczyć z systemem? Bo jak nie my, to kto?