X
    Categories: Polityka

Strajk nauczycieli, czyli partyjne żarcie świń

Jakoś tak zgrał nam się strajk nauczycieli z partyjną obietnicą dopłat na świnie. I jakoś tak wszystko połączyło mi się w głowie z leżącą 12,5 tysiąca kilometrów stąd Melanezją i plemiennymi obyczajami. Ale zanim do tego dojdziemy sprawdźmy, gdzie w budżecie są pieniądze na nauczycielskie podwyżki.

Strajk nauczycieli sprawił, że internet zaroił się od wyznań celebrytów o nauczycielkach (rzadziej nauczycielach), które były tak wyjątkowe i wspaniałe, że bez nich nie mieliby ani kariery, ani celebrytyzmu, ani występu w reklamach pasty do zębów i tego smarowidła do włosów, które polskie aktorki uważają za najlepszą rzecz od czasów Unii Lubelskiej.

Pozwólcie, że mimo wątpliwego celebrytyzmu również podzielę się z wami osobistą historią.

Miałem to wyjątkowe szczęście, że w szkolnych latach spotkałem dwie wyjątkowe nauczycielki. Tak się złożyło, że obie uczyły języka polskiego, który dziś zapewnia mi chleb. Obie prezentowały zbliżony poziom i miały podobne metody nauczania, dzięki czemu przerodziły moje szkolne lata w koszmar.

Nienawidziły mnie, kazały słowo w słowo notować w zeszycie „co autor miał na myśli”, nie pozwalały zadawać pytań i dyskutować. Nauczyły mnie głównie jednej rzeczy: braku szacunku do każdego, kogo każą mi uważać za autorytet. Gdy podczas przerabiania „Ferdydurke” złośliwie zwróciłem jednej z nich uwagę na fragment, w którym „Słowacki wielkim poetą był” wyleciałem z klasy, dzięki czemu mogłem w spokoju wypić sobie piwo Królewskie na Podzamczu.

Obie uparły się też, że zdania nie zaczyna się od „więc” (co bzdurą jest) za co zarobiłem w dzienniku szkolnym taką liczbę dwój, że można by nimi oblać połowę klasy. Uważały też, że jestem małym debilem, że nie nadaję się do pisania po polsku, myślenia po polsku i w ogóle nie złożę w życiu nawet kilku literek do kupy. Co z przyjemnością odnotowuję dziś przed Wami – moimi Czytelnikami.

Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) dlaczego w takim razie popieram strajk nauczycieli? Bo nauczyciele to nie tylko one dwie. To ludzie, którzy – pojadę górnolotnie, bo jestem u siebie i mi wolno – kształtują jednak te nasze nowe pokolenia. Powierzamy im przecież dzieciaki.

Osobiście wolę, by ktoś kto uczy młodych Polaków nie musiał wstydzić się wypłaty i kombinować, na której promocji kupić parówki tuż przed terminem ważności. Żeby kalkulacje „Lidl czy Biedronka”, albo „opłacić czynsz czy leki” nie zaprzątały głowy komuś, kto ma kupę roboty z nauczaniem małych bęcwałów, by nie wyrośli na bęcwałów dużych.

To jest przecież w moim interesie, bo ile się można z debilami użerać we własnym kraju.

Dodatkowo ja tych nauczycieli po prostu rozumiem. Partia aktualnie rządząca wymyśliła sobie sposób na rządzenie polegający na płaceniu za głosy. Do tego w partyjnej telewizji, gazetach i portalach wciąż przekonują nauczycieli (i mnie przy okazji), że cały świat zazdrości Polsce dobrobytu, że gospodarka ma się doskonale, że sramy złotem i stać nas na wszystko.

Nawet ten cały Morawiecki ciągle tak mówi, kiedy nie mówi akurat o łopocie skrzydeł bociana, szumie wierzby, wozach drabiniastych i o tym, jak bardzo lubi maślankę z mleka polskich krów.

No właśnie. Krowy i świnie.

W najgorętszym momencie negocjacji z nauczycielami, Jarosław Kaczyński wymyślił sobie, że kupi głosy rolników obiecując unijne dopłaty na krowy i świnie. Świnia plus, krowa plus. A na nauczycieli – nie ma.

Kurde, sam po obejrzeniu tego w „Wiadomościach” TVP polecałbym z łapą po pieniądze z budżetu, gdyby kiedykolwiek to budżet płacił mi, a nie na odwrót. Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) nauczycieli całkowicie rozumiem i całkowicie popieram.

Przypominam jednocześnie nieśmiało to, co nieśmiało przypominać co jakiś czas trzeba: nauczyciele chcą dostać nasze pieniądze, nie rządu. Moje, twoje, nasze. Nie pieniądze rządu, państwa, czy PiS, jak przekonuje z ekranu dobrotliwa twarz uwielbiającego maślankę androida, który akurat jest naszym premierem.

To nie android ma pieniądze, to my mamy pieniądze. To państwo jest nasze – obywateli i podatników. To państwo należy bardziej do nauczycieli, niż do partyjnych czopków. I to my powinniśmy decydować, czy kasę dostanie pani od matematyki, czy pani z NBP.

A tak się składa, że jako podatnik i obywatel chętnie zapłacę za podwyżki dla nauczycieli. I powiem wam – i partii aktualnie rządzącej – gdzie te pieniądze są i gdzie ich jednocześnie nie ma.

Nie ma ich w budżecie, bo PiS uruchomił tak szeroko opłacane obietnice wyborcze, że teraz faktycznie: nie ma z czego dosypać nauczycielom. Bo partyjni przejedli prawie wszytko.

A gdzie te pieniądze są?

One są choćby utopione w propagandzie partyjnej TVP. 1,26 miliarda polskich złotych dostanie dodatkowo z naszych podatków Telewizja Polska i Polskie Radio, by nadal opowiadały nam, jak dobry jest PiS i jak zła jest cała reszta świata. I jak źli są nauczyciele, którzy zachowują się antypolsko.

Pieniądze są też w szkołach, ale nie tam, gdzie nauczyciele mogą po nie sięgnąć. Nauczanie religii finansowane jest z podatków i idzie na to 1,36 miliarda złotych rocznie. Według danych Konferencji Episkopatu Polski mamy obecnie 31 tys. 353 katechetów. To oznacza, że na każdego z nich idzie miesięcznie – średnio – 3,6 tys. zł. Gdyby finansowanie religii potraktować logicznie i obciążyć nim instytucję, której na tym najbardziej zależy mielibyśmy nagle wolne złotówki dla ludzi, którzy uczą historii czy fizyki.

Gdzie jeszcze są pieniądze to każdy przecież wie. W kieszeniach Beaty „nagrody nam się należały” Szydło i koleżanek, w tłustych brzuszkach rozmaitych Misiewiczów i brzuszkach fitness pań dyrektorek z NBP po 65 tysięcy złotych sztuka. Przecież jedna taka pani blond-dyrektor pana prezesa banku centralnego kosztuje nas w ciągu kadencji około 4 milionów złotych!

W rozbitych limuzynach są pieniądze i w limuzynach nowych, które partia tak chętnie kupuje (600 tys. zł sztuka).

Pieniądze są w milionowych dofinansowaniach w interesy i interesiki rodziny i gorliwych przyklaskiwaczy. Taki przykład pierwszy z brzegu: mąż wicepremier Szydło wziął – bagatela – 2,4 mln. złotych dotacji. Ale to i tak grosze przy tym, co można wyszarpnąć na zgiętym karku i polerowaniu partyjnego obuwia własnym językiem. Taki naczelny „Gazety Polskiej” (należącej do zależnej od PiS spółki Srebrna) założył fundację, która z kolei założyła stronkę o lasach. Podatnicy – ręką PiS – wpłacili mu 7 milionów złotych. Daje to – jak wyliczyło OKO.press – 2970 złotych na jednego odwiedzającego puszczański, patriotyczny kanał na Youtube.

Trzymając się tych stawek za odwiedziny strony, to za tę moją cholerną nienawiść.pl powinienem dostać z budżetu 2 miliardy 431 milionów i 180 tysięcy złotych. Kurde, naprawiłbym sobie wtedy nadkola, bo rdzewieją i kupiłbym wreszcie ten lepszy, importowany ser w „Biedronce”.

Gdzie są te moje pieniądze, ja się pytam?!

No, pieniądze moje i pieniądze nauczycielskie są ogólnie w kieszeniach tych, którzy mówią teraz, że dla nauczycieli nie ma.

I wiecie co? Chyba faktycznie już nie ma i źródełko powoli wysycha, bo partia zjadła już wszystkie świnie. Tę metaforę ze świniami trzeba wreszcie wyjaśnić i przenieść się 12,5 tys. kilometrów w linii prostej, do Melanezji. Na przykład do Nowej Gwinei.

Tam żyją Maringowie, którzy nie wyglądają, jak premier Morawiecki i prezes Kaczyński, ale mogą nam o obu wiele powiedzieć.

Maringowie wyglądają tak:

Z Maringami jest taka sprawa, że ich obyczaje znakomicie oddają to, z czym obecnie zmagają się nauczyciele. Dla antropologów są ciekawi o tyle, że od zawsze żyją w cyklach. I cykli są świadomi w przeciwieństwie do nas, którym wydaje się, że jesteśmy tak cywilizowani, tak europejscy, tak kurwa nowocześni, że nie widzimy, że robimy to samo co oni.

Cykl pierwszy życia Maringów to zasadzenie drzewka zwanego rumbin. Kiedy rumbin zaczyna rosnąć nastaje czas pokoju i czas hodowli świń. Bo wieprzowina to najbardziej wartościowa rzecz, jaką można mieć w Melanezji.

Gdy Maringowie sadzą drzewko rumbin nie mają praktycznie świń i są zazwyczaj wygłodniali. Ale gdy już je zasadzą zaczyna się cykl, który jest cyklem przyjemnym i sytym. Świnki są rozmnażane i hołubione. Traktowane, jak członkowie rodziny do tego stopnia, że są myte, czesane i karmione piersią przez kobiety.

Mogą też rozmnażać się swobodnie i robią to nawet bez dopłat z Unii. W tym cyklu numer jeden wieprzowinę spożywa się regularnie, ale bez przesady. Świni nie zabija się codziennie, ot wtedy gdy jest duża potrzeba. Wieprzowiną raczy się w trakcie ważnych uroczystości: świąt, ślubów, pogrzebów. A poza tym – umiarkowanie. W cyklu numer jeden głodu wśród Maringów nie ma – równolegle z hodowlą świń sadzi się warzywa, owoce, każdy ma pełen brzuch. Ten cykl trwa około 10 lat. Jeśli czyta mnie jakiś członek partii śpieszę z tłumaczeniem: dwie kadencje.

W końcu przychodzi cykl drugi, który oznacza zatrzęsienie świń, które dotąd rozmnażały się w sposób niekontrolowany. Jest ich taka ilość, że nie da się ich ani policzyć, ani okiełznać. Łażą wszędzie, są wszędzie. Maringowie dosłownie potykają się o nie, śpią z nimi, jedzą z nimi – bo inaczej się nie da. Świń jest tak dużo, że nie jesteś w stanie nawet uciec w dżunglę, by kilkunastu nie spotkać.

Wtedy zaczyna się cykl drugi i wtedy kobiety mówią swoim mężczyznom, że należy wytyczyć wojenne ścieżki. A kiedy mężczyźni ruszają do lasu, kobiety chwytają ostre noże i zaczynają podrzynać gardła setkom świń.

Ten drugi cykl nazywa się Kaiko. Maringowie wierzą, że zmarli przodkowie niczego nie pożądają tak bardzo, jak wieprzowiny. I tego tłuszczyku, na który u nas wielu kręci nosem. Dla zmarłych ten tłuszczyk jest jak ambrozja.

Mężczyźni wytyczyli już w dżungli wojenne ścieżki, kobiety zarżnęły już świnie i wtedy zaczyna się wielkie żarcie. Oni jedzą te świnie miesiącami w imieniu przodków. Jedzą – to mało powiedziane. Obżerają się. Pochłaniają. Anihilują je. W dobrym obyczaju jest jeść wieprzowinę tak długo, aż się zwymiotuje, by zrobić miejsce na kolejne kawałki mięsa. To orgia pożeractwa jest.

Zjedzenie wszystkich świń trwa rok i wtedy trzeba ściąć drzewko rumbin i zacząć wojnę. Tak zaczyna się cykl trzeci.

Mężczyźni Maringów – z opuchniętymi od przejedzenia brzuchami – ruszają w las wojennymi ścieżkami. Ich wcześniejsze wytyczenie było o tyle ważne, że sąsiednie plemię musiało mieć czas, by poznać ich trasę i skorelować z nimi własne ścieżki. Tak, by na jakiejś polanie spotkały się dwa plemiona gotowe do walki.

I w tym jest cały haczyk. Coś, co w założeniu miało zredukować liczbę Maringów po wielkim obżarstwie i dostosować liczebność plemienia do chudszego okresu już setki lat temu wzięło w łeb.

Bo mężczyźni Maringów wcale nie są tacy głupi jak my, by na wojnie umierać.

Dlatego dwa plemiona stają naprzeciwko siebie, prężą muskuły, potrząsają tarczami i włóczniami i obrzucają się obelgami. Klną na siebie tak, że aż wstyd słuchać. Plują w kierunku przeciwnika i krzyczą. Oczywiście – podczas cyklu trzeciego zginie kilku młodych wojowników, którzy wdali się w pojedynki, lub po prostu zarobili włócznią od kogoś wyjątkowo niecierpliwego i mało odpornego na przekleństwa. Ale te straty są niewielkie przy tym, co by się stało gdyby mężczyźni po prostu rzucili się na siebie, jak oczekują tego pozostałe w wiosce kobiety.

Ciekawostka: gdy Meringom uda się – mimo starań w pozorowaniu walki – zabić jednego z przeciwników cała wojna zostaje przerwana na czas obrządków pogrzebowych. Nie wiem jak wam, ale mi ten obyczaj – jak pozostałe – też kojarzy się z domem rodzinnym i flagą biało-czerwoną.

Po wielu dniach krzyczenia na siebie i obrażania się nawzajem jedno z plemion uznaje się za pokonane i wraca do domu. Do domu wracają też „zwycięzcy”, którzy znów sadzą drzewko pokoju i cykl pierwszy zaczyna się od nowa.

Drodzy nauczyciele, cały wasz problem tkwi w tym, że wy po prostu źle obliczyliście te cykle. Wy przyszliście po podwyżki nie w cyklu drugim, gdy partia obżera się wieprzowiną do porzygu i hojnie rozdaje pieniądze z podatków.

Kaiko się już skończyło.

Przyszliście po podwyżki w cyklu wojennym, w cyklu wyborczym. Ścieżki w dżungli dawno są już wytyczone, plemiona stoją na polanie i teraz nikt wam mięsa nie da, teraz będą na was pluć i krzyczeć. Wszystkie świnie są już zjedzone, a Mateusz Morawiecki i Marek Suski prężą już wysmarowane tłuszczem brzuchy w świetle pochodni. Naprzeciw nich stoją półnadzy Grzegorz Schetyna i Włodzimierz Czarzasty, którzy potrząsając pióropuszami i włóczniami wykrzykują w stronę plemienia PiS rozmaite przekleństwa.

I oni – ci z plemienia PiS i ci z PO-SLD-KE-Chuj wie – nie są tacy głupi, żeby umierać w tej wojnie plemiennej. Nie będą umierać ani za was, ani za mnie. Oni sobie trochę popozorują, aż znów będą mogli nażreć się świniny.

Oni oplują się nawzajem, pokrzyczą i niezależnie od tego, które plemię wygra wybory wrócą do swojej wioski, by znów bez umiaru rozmnażać świnie.

A potem się porzygają tymi naszymi złotówkami i ponownie to zjedzą. I tak w kółko i wciąż.

Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) drodzy nauczyciele, następnym razem albo załapcie się na cykl Kaiko i na świnię z dopłatami, albo dogadajcie się z innymi wkurwionymi.

Bo jeśli każdy będzie protestował oddzielnie, to oni zadepczą nas w tej dżungli i powieszą nas na drzewku pokoju.

Chyba, że jednak wy wszyscy – Polacy moi kochani –  wolicie milczeć i stać się hołubioną przez partię świnką, która po okresie nieskrępowanego rozmnażania zostanie zarżnięta, pożarta i zwymiotowana. Tak też możecie żyć.

Wasz wybór.


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


 
Borsuk:

View Comments (15)

  • Akurat dla PiS okres wojenny jest zawsze, a każdy kto protestuje to wróg do zgnojenia. Przypominam co się działo podczas protestu rezydentów.

  • "następnym razem albo załapcie się na cykl Kaiko i na świnię z dopłatami, albo dogadajcie się z innymi wkurwionymi.

    Bo jeśli każdy będzie protestował oddzielnie, to oni zadepczą nas w tej dżungli i powieszą nas na drzewku pokoju."

    Dokładnie, kurwa! Skoro oni przywracają dawne czasy, to i trzeba przywrócić dawne metody walki z nomenklaturą. Strajki solidarnościowe.

    Trzeba odwiedzić parę mądrych osób, posłuchać opowieści o opornikach w klapie, może jeszcze podpowiedzą coś co może się przydać...

  • Moim zdaniem nauczyciele wybrali termin strajku bardzo dobrze. Końcówka roku szkolnego (rady pedagogiczne, egzaminy, matury itp) a jednocześnie zbliżające się wybory. Czas gra na korzyść strajkujących i rząd jest poddany silnej presji.

    Zgadzam się z tym, że nauczyciele powinni być dobrze opłacani, gdyż jest to zawód o dużym znaczeniu społecznym. Czy strajk jest słuszny? W sumie nie mam zdania na ten temat, nie analizowałem tego a i kontaktu z nauczycielami teraz nie mam. Wiem za to, że rodzice i uczniowie stresują się tą sytuacją (chyba niepotrzebnie).

    W kwestii wspomnień o nauczycielach, to mam bardzo różne. Na polonistki nie mam powodu narzekać, gdyż trafiałem na dość surowe, ale sprawiedliwe i otwarte na samodzielne myślenie uczniów.

  • Przede wszystkim to pieniądze są przeżerane przez urzędników. Liczba urzędów, urzędników w tym kraju jest przerażająca. Zlikwidować połowę to znajdą się pieniądze na podwyżki dla potrzebnych grup zawodowych, chyba, że wiekszość sprywatyzować.

  • Bardzo lubię czytać Twoje teksty, na ogół trafiają w punkt. W mój punkt - widzenia. Poza tym dowiaduję się najdziwniejszych z dziwnych rzeczy, o których w większości nigdy nie słyszałem. Mam nadzieję, że nie fantazjujesz? :)
    Od pewnego czasu mam Cię też na liście płac i inwestuję w Twoją karierę, jakakolwiek by ona nie była. Od 4 lat prowadzę na fejsie grupę o bardzo podobnej tematyce (aczkolwiek bardziej memową niż tekstową), podlinkowuję tam Twoje artykuły. Chyba parę osób dołączyło tu do regularnych czytelników, bo czasem członkowie grupy są szybsi ode mnie w publikacji. Grupa nazywa się "Wkurwieni na władzę" i co zmiana rządu jest masa nieporozumień. "To jak, PO pogoniliśmy, rządzą NASI a wy dalej plujecie na rząd?" było w 2015. Aż przez chwilę nazwaliśmy się 'wkurwieni na KAŻDĄ władzę', ale nie pomogło. Ciekawe ilu rozczarowanych odejdzie w 2019, kiedy (oby) bolszewicy zostaną wyrzuceni, razem ze świniami i dopłatami do nich.
    Pozdrawiam serdecznie, Marek (Marka fejs zbanował, więc chwilowo Stefan).

  • najlepszym sposobem na nagradzanie nauczycieli adekwatnie di włożonej przez nich pracy jest wolny rynek usług szkolnictwa. rządowy monopol z jego centralnym sterowaniem nigdy nie będzie w stanie dostosować się do działań i potrzeb jednostek.
    nie można też zmuszać klientów do korzystania z takich prywatnych usług, inaczej ceny dalej nie będą rynkowe. nie każdy musi iść do szkoły, żeby móc być dobrym w swoim zawodzie.
    reasumując: obowiązek szkolny znieść, szkolnictwo sprywatyzować.

    • Tylko dziwnym zbiegiem okoliczność w poziomie edukacji wiodą kraje, gdzie szkoła jest publiczna, a nie "urynkowiona"

  • A ja tak trochę OT ale w temacie nauczycielek polskiego z dawnych lat.
    Tak się złożyło, że w IV klasie liceum przerabialiśmy "Dżumę". Zupełnie mi się NIE podobała interpretacja polonistki (że to metafora II wojny, okupacji itp).
    No i na maturze walnąłem jako "wolny temat" swoją interpretację. Już nie pamiętam dokładnie (40 lat minęło..). I co? .. i owa Pani Nauczycielka postawiła mi 4+ pomimo, że było to totalnie wbrew temu co na lekcjach. I za to Ją szanuję do dzisiaj.

    Z nauczycieli "z szacunkiem" był taki matematyk w mojej podstawówce. Nauczyciel jeszcze przedwojenny. Zapalił we mnie miłość do szeroko pojętej matematyki i logiki (której teraz ludziom brakuje). No może pewien przyczynek miał mój ś.p. Tata będący pracownikiem naukowym Instytutu Matematycznego PAN. ;)

  • A ja się zgodzę z tym, że wszyscy powinni trzymać się, strajkowac razem. Bez podziału, ten jest lepszy, ważniejszy, bo jest nauczycielem, tamten gorszy bo rolnik, kasjer czy kierowca. Wszystkim należy się godne życie, a nie zamartwianie się czy starczy do pierwszego.

  • Tak się trafiło, że znam prywatnie paru nauczycieli. To grupka silnie urozmaicona: pani w wieku 70+, emerytka, która przepracowała w tym zawodzie blisko pół wieku, trzydziestokilkuletnia mężatka z dzieckiem w wieku szkolnym, czterdziestolatka samotnie wychowująca dwójkę, pięćdziesięciolatka z dziećmi już dorosłymi i którymś tam z rzędu mężem, jest czterdziestoletni bezdzietny singiel i jeszcze kilka osób… Łączy ich to, że byli lub są nauczycielami umiejącymi przekazać wiedzę i lubianymi przez uczniów (ta pani 70+ uczyła kilka pokoleń, a do dziś kłaniają się jej z wielka atencją m.in. ci spośród byłych uczniów, którzy sami już dobijają wieku emerytalnego). Łączy ich też inteligencja, solidność zawodowa i posiadanie pozazawodowych pasji. I jeszcze jedno: nigdy problemem nie było ani nie jest dla nich nauczanie, bardzo rzadko bywali lub są uczniowie. Często za to wkurwiają ich pracowe układy i układziki polityczne oraz roszczeniowi rodzice (nie rodzice, którzy racjonalnie czegoś wymagają!). Zgodnie też rzygają na PiS, zgodnie nie ufają innym politykom. Kolega oficjalnie rzucił wczoraj swoją solidarnościową legitymacją, pisząc oficjalnie na Fejsie o swoim obrzydzeniu. Wiem, że nie wszyscy nauczyciele są tacy. Ot, parę tygodni temu 9-letni syn koleżanki (nie z tej nauczycielskiej grupy) przyniósł ze szkoły jedynkę i zeszyt, a w nim napisane słowo „żołnierz” poprawione przez panią nauczycielkę na „żołnież”. Tak więc owszem, trafiają do tego zawodu i odpady, które nie byłyby w stanie wykonywać innego zawodu, a dostać posadę nauczyciela jest stosunkowo łatwo. Bo jakoś, cholera, ludzie nie pchają się do tego zawodu drzwiami i oknami, mimo tego „niespełna 20-godzinnego tygodnia pracy”, „dwóch miesięcy urlopu” i „darmowych wycieczek i wyjść do kin, muzeów itp.” (nie muszę chyba dodawać tu histerycznego śmiechu z offu?). Jest wielu dobrych nauczycieli – tych z powołania czy pasji, ale powołaniem ani pasją rachunków nie zapłacą. Jest wielu kiepskich, bo selekcja jest niemal żadna – chcesz być nauczycielem, to pewnie będziesz, nawet jeśli jesteś młotkiem głupszym od tych z pracowni ZPT. A wystarczyłyby godne warunki pracy i godna płaca, żeby nagle się okazało, iż mamy zajebistą kadrę nauczycielską – bo byłby to po prostu dobry zawód… Ale po co rządzącym dobrzy, zadowoleni ze swojej pracy nauczyciele? Żeby przemycali na lekcjach niesłuszne politycznie treści, bo rzygają tym, co obecnie wpieprza się do podręczników? Żeby uczyli młódź myśleć? Wolne żarty… Naród ma być tępy i sterowalny. Przepraszam, ulało mi się. I kolejny raz cieszę się, że mój mąż i ja świadomie wybraliśmy bezdzietność.

  • Kolejny bardzo dobry tekst!

    Znów muszę napisać, że mamy bardzo podobne przemyślenia, ale Ty to wyrażasz o wiele bardziej dobitniej niż ja byłbym kiedykolwiek w stanie za co Ci bardzo dziękuję! :-)

    Miałem podobną sytuację w szkole z gnębieniem przez nauczycieli i wiem jaki to miało na mnie duży wpływ w kształtowaniu mojej obecnej osobowości i pomimo moich niemych doświadczeń uważam, że nauczyciele (..i nauczycielki ;-) ) odgrywają bardzo dużą rolę w tym kim w przyszłości będą nasze dzieciaki (a to się dzieję tu i teraz a nie kiedyś tam..). Np. jeżeli moje dziecko pozna nauczyciela z pasją kto wie czy czasem nie pójdzie w tym właśnie kierunku.. Boli mnie również modne na portalach społecznościowych wyliczanie godzin pracy "belfrów" w porównaniu z innymi grupami zawodowymi. A ja uważam NIE - Nauczyciele są równie ważni jak, pielęgniarki, strażacy itp.. właśnie z powodu naszych dzieci, szkoda tylko, że znaczna większość tego nie jest w stanie pojąć..
    Tak jeszcze tylko na marginesie dodam to, że Pan prezes Polski JK wybrał odpowiedni moment na ogłoszenie programu krowa&świnka+ uważam to za całkowity majstersztyk w jego wykonaniu - No lepszego momentu po prostu nie było! ;-) :D

    Pozdrowienia ze Śląska! :-)

    P.S. Ale żeby tak aż trzy razy zaczynać od Więc? ;-) :-P