Beata nie lubi takich sytuacji. Nie lubi być w centrum uwagi. Nie lubi błysku fleszy i deklamowania wyuczonych kwestii. Najlepiej czuje się w domu, gdy wreszcie zrzuci buty, rozepnie źle dopasowaną garsonkę i ciśnie w kąt tę cholerną broszkę.
Witek nie lubi takich sytuacji. Ciągle czegoś od niego chcą, zadają głupie pytania. A niby skąd on ma znać odpowiedzi? Więc wymyśla coś, szyje z głowy, a potem czyta w gazetach, jak się z niego śmieją. Witek tego nie cierpi i najlepiej czuje się w domu, gdy może wreszcie zdjąć ten cholerny, źle dopasowany garnitur i poczuć się jak kiedyś. Taki zwyczajny.
Jessica nie lubi takich sytuacji. Kiedy on nagle zaczyna być brutalny. Mówi do niej wulgarnie, a czasem nawet podniesie na nią rękę. Kiedy śmierdzi dwudniowym potem, a ona musi, po prostu musi, mu się podporządkować. Jessica najlepiej czuje się w domu, w tej wynajmowanej kawalerce na Tarchominie, gdzie wreszcie może zrzucić znienawidzone koronkowe body i zanurzyć się w pościeli, w której nikt oprócz niej dzisiaj nie leżał.
Beata najbardziej lubi te chwile, gdy jest bardzo cicho. Gdy ze swojego okna może popatrzeć nocą na drzewa. Jeszcze ich nie wycięli. Stoi wtedy przy parapecie, w miękkich kapciach, a w radiu leci piosenka Krzysztofa Krawczyka. Beata nie myśli wtedy o niczym. Nie myśli o nim, o tym jak ją pożarł, przeżuł i wypluł. O tym, jak ją złamał. O tym, jak kazał jej stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi i zrobić te wszystkie rzeczy. Zrobić to, na co ochoty nie miała.
Witek najbardziej lubi te chwile, kiedy jest już ciemno i późno i telefon przestał wreszcie dzwonić. Siedzi wtedy w fotelu w wygodnych spodniach od dresu marki Everlast i zastanawia się, czy było warto. Czy to tak, kurwa, miało wyglądać? Ale wtedy Witka dopada strach. Czy to możliwe, że ktoś kiedyś usłyszy jego myśli? Że dowie się o jego myślozbrodni? W takich chwilach Witek wstaje, nerwowo przechadza się po miękkim dywanie i nalewa sobie kolejną szklaneczkę uspokojenia. Głuszy wszystkie myśli.
Jessica najbardziej lubi te chwile, kiedy jest już jasno, telefon przestał wreszcie dzwonić, a ona leży na miękkiej wersalce i stara się nie myśleć o niczym. Nie myśli wtedy o nim, o tym jak ją pożarł, przeżuł i wypluł. O tym jak kazał robić jej te wszystkie rzeczy. To na co ochoty wcale nie miała. Jessica nalewa sobie wtedy szklaneczkę uspokojenia. Czasem jednak dopada ją strach. Czy on wie, o czym ona myśli i o czym nie myśleć się stara? Czy ją ukarze? Czy on wie, że jej się to nie do końca podoba?
– A gdyby tak – myśli czasem Beata. – A gdyby tak rzucić to wszystko…
– A gdyby tak po prostu się sprzeciwić – zastanawia się Witek. – Gdyby przestać firmować własną twarzą to, w co wierzy tylko jeden człowiek. Rzucić papierami!
– A gdyby tak… A gdyby tak po prostu przestać przestać robić to, do czego on mnie mnie przyzwyczaił – myśli po cichutku Jessica.
Wtedy Beata zaczyna liczyć.
Witek zaczyna liczyć.
I biedna Jessica też.
I wtedy wstaje nowy dzień. Taki sam, jak dni poprzednie.
I znów trzeba iść do roboty. Bo przestać, to znaczy wrócić na swoją prowincję. Do miejsca, z którego się przecież uciekło.
View Comments (2)
...pomyślałam o "gąbrowiczowskiej gębie" .... trudno dostrzec człowieka w człowieku, szczególnie gdy powierzchowność staje się priorytetem i sposobem na pensyjkę... Bardzo łatwo się zeszmacić trudniej po tym poskładać ... więc albo 10 lat terapii ... albo do końca w imię ... No właśnie ..idoli
..osobiście wolę ..."spluwaczkę"
Pozdrawiam
Myślę, że jest gorzej i niektórzy mogą nie mieć żadnych przemyśleń. Przecież to jest misja !!
Jaka jest jej istota ? O jakie zwycięstwo chodzi ?