Wszystkiego najlepszego w dwudziestoleciu międzywojennym! Chociaż zaraz może się okazać, że to nie dwudziestolecie a ledwie miesiąc. Donald Trump zabił Kasema Sulejmaniego, wojna wisi w powietrzu i Donald Tusk chce wysłać nas na front. A Andrzej Duda? On ma urlop i ma ogólnie w dudzie.
3…2…1!!! Szczęścia, zdrowia, pomyślności! I żeby ten 2020 był lepszy niż rok dziewiętnasty. A tobie Józiu szczególnie dobrego życzę. Tobie Gośka szczęścia i poprawy losu, bo zasłużyłaś i swoje wycierpiałaś. O patrz, jak petarda walnęła. Fajnie, fajnie. I te ognie na niebie, super! No, napijmy się tego szampana, podobno dobry. W sklepie był na promocji. Ciamk, ciamk, no smaczny. Wytrawny taki, a słodki. O, Zenek znowu w telewizorze śpiewa, no daj pyska. Cmok, cmok. Oby nam się.
Oby nam się. I witajcie w latach 20. Z tymi ogniami na niebie.
Bo zaraz wojna przecież będzie, jak w dwudziestoleciu poprzednim, w tym krótkim okresie między jedną światową masakrą a drugą. Znaczy – tak mi się wydaje i chyba nie tylko mi.
Mogę oczywiście gadać głupoty, bo w sumie nikt tego nigdy nie wie. Czy strzelec Konstanty Jezierski stawiając się na swoją wartę 31 sierpnia 1939 roku w wartowni numer 3 na Westerplatte wiedział, że za parę godzin dostanie odłamkiem w głowę i od tego odłamka i tego wystrzału zacznie się oficjalnie wojna światowa? Czy przeczuwał to kapral Piotr Konieczka zatłuczony kolbami przez Niemców trzy godziny i pięć minut wcześniej, o 1:40 dnia 1 września roku 1939 w Jeziorkach w gminie Kaczory? Czy przeczuwał, że zostając samotnie na stanowisku karabinu maszynowego, dostając postrzał, padając w błoto i finalnie zostając pobitym na śmierć przez żołnierzy zza drugiej strony granicy zostanie uznany za pierwszą ofiarę tego, co w XXI wieku nazywamy najstraszniejszą wojną?
Z tymi najstraszniejszymi wojnami jest zresztą tak, jak z Sylwestrem TVP – każda jest najgorsza. Do 1939 roku matką wszystkich wojen była ta pierwsza światowa, której zupełnie nie spodziewał się niemiecki szeregowy Paul Grun, który 2 sierpnia 1914 r. patrolował odcinek rzeki Liswarty, oddzielającej niemiecki w tym czasie Śląsk od Cesarstwa Rosyjskiego. W pobliskiej wsi Starokrzepice na kościelnej wieży zasadził się pewien Kozak, który wypatrzył szeregowego i oddał starannie mierzony strzał. Kula przeszła przez Paula Gruna, jak przez masło. Przeszła przez Paula i przeszła jednocześnie do historii jako pierwszy pocisk wystrzelony podczas I wojny światowej, tej wojny wówczas najstraszniejszej.
A wszyscy wiemy, że ta pierwsza wojna zaczęła się od zabójstwa polityka w Sarajewie. Sarajewo do Bagdadu dzieli 3341 kilometrów i 106 lat, ale ta odległość w czasie i przestrzeni wcale nie przeszkadza w tym, bym czuł niepokojące mrowienie w tyle głowy.
Nasz wspaniały nowy rok 2020 zaczął się od życzeń szczęścia i zdrowia oraz od zabójstwa Kasema Sulejmaniego, postaci podobno paskudnej, ale paskudnie wpływowej. Ot, amerykańscy generałowie namówili tego pomarańczowego kretyna, który aktualnie okupuje Biały Dom do wydania rozkazu zabójstwa irańskiego watażki. Niektórzy powiedzą – słusznie. I będą argumentować, że to szkodnik był, a szkodniki się eksterminuje. Nie czuję się na siłach z tym polemizować. Stulejmaniego nie bronię.
Jednak mam w sobie jeszcze tyle sił, by pozwolić panikarzowi mieszkającemu gdzieś w tyle mojej głowy krzyczeć: koniec jest blisko! By wysłuchać pesymisty mieszkającego w innym zakątku mojego mózgu mówiącego: to wszystko już było i skończy się tak samo. Pozwolić czerwonemu gniewowi, który mieszka gdzieś pod moimi powiekami krzyknąć: to nie moja wojna!
No bo kurwa, nie moją ona jest. Ale były premier mojego kraju, były „król Europy”, facet zarabiający obecnie około 94 tys. zł miesięcznie, jego ekscelencja Donald Tusk uważa inaczej. On uważa, że moja kategoria wojskowa „niezdolny do służby na czas pokoju” to świetna okazja, by wywołać III wojnę i wysłać mnie gdzieś w piaski pustyni. A nawet jeśli nie wysłać, to pozwolić mi żyć w moim kraju, który nagle uwikłanym w tę wojnę być może. Bym gromadził w tapczanie butelki wody pitnej i puszki fasolki, a całe moje pierdolone, wyrobione PKB przeznaczał na to, by mój kraj w kolejnej wojnie robił laskę panu z Wielkiej Ameryki. Tym razem panu Pomarańczowemu.
Bym codziennie zastanawiał się, czy Putin dołączył już do tej wojny po stronie Iranu i czy dziś przypadkiem nie wypada 17 września.
Bo oni lubią laskę robić, a do nas potem się strzela. Taka zależność. Tę laskę zrobili już w najnowszej historii (nawet nie ocierając ust) Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski. Tę laskę zrobił Donald Tusk i Radosław Sikorski. A teraz czas, by wygimnastykował swe usta Andrzej Duda i reszta tego pierdolnika Dobrej Zmiany.
Bo partie się zmieniają, ale z kolan to my nie wstaliśmy. O nie. Gdy amerykańskie korporacje wietrzą zyski, naszym honorem jest walka.
7 stycznia o godzinie 14:00 w pałacu prezydenckim przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie Andrzej Duda zwoła posiedzenie Rady Gabinetowej. Panowie politycy będą rozmawiać o tym czy i jak głęboko powinni zrobić laskę Amerykanom i jak bardzo im się to osobiście opłaci. Nie będą rozmawiać o tym, jaki – pomijając moralny i etyczny – jest koszt tej laski zrobienia. O tym ilu potencjalnych kaprali i szeregowych zniszczy kolejna wojna w obszarze świata, który nie ma nic wspólnego z polskimi interesami.
Jaką decyzję podejmą – nie wiem, ale wiem, że widmo wojny nie zniknie. Nawet jeśli Andrzej Duda we wtorek o godzinie 15:40 wystąpi przed kamerami TVP i TVN i powie, że „bardzo poważnie traktuje sprawy międzynarodowe i będzie na bieżąco analizował rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie”.
Bo tak pewnie powie, bo wcześniej nie analizował, bo kiedy Trump zastrzelił Sulejmaniego z rakiety to Andrzej Duda był na nartach i jak powiedział jeden z jego przydupasów „do 6 stycznia w Polsce trwa sezon urlopowy”.
Serio. Głowa naszego państwa od 3 do 7 stycznia nie umiała zająć się najpilniejszymi sprawami trapiącymi obecnie świat, bo była na nartach. Duda miał czas napisać list do uczestników Orszaków Trzech Króli (pamiętajmy o dzieciątku Jezus i poszukujmy tego, co nas łączy: dobra, piękna i wzajemnego szacunku – napisał), oraz napisać kolejny list do uczestników koncertu kolęd „Śpiewajmy i Grajmy Mu! XI Kolędowanie z Janem Pawłem II” z okazji urodzin Karola Wojtyły (bla, bla ,bla, papież Polak – napisał). Ale pomiędzy 3 a 7 stycznia nie znalazł czasu, by odpiąć narty i zająć się potencjalnym zagrożeniem wybuchu III wojny.
Czas znalazł za to – jak wspominałem – Donald Tusk. „Europa i USA muszą za wszelką cenę utrzymać transatlantycką jedność w obliczu nadciągającego politycznego trzęsienia ziemi – niezależnie od faktu, że decyzje prezydenta Trumpa prowokują globalne ryzyka, a jego intencje nie są jasne. Polska powinna aktywnie bronić tej jedności” – napisał.
Co to znaczy? Doskonale wyjaśnia to poniższy mem. Bo żyjemy w czasach, w których twórcy memów z internetu bardziej ogarniają rzeczywistość niż byli premierzy mieszkający w Brukseli i aktualni prezydenci jeżdżący na nartach i śpiewający kolędy w Istebnej, bo kurwa święta.
Był taki film Carpentera „Oni żyją” (1988), w którym główny bohater za pomocą specjalnych okularów umiał rozpoznać prawdziwe oblicze potworów wtapiających się na co dzień w tłum. I tak to wygląda z wpisem Tuska:
Siorb, siorb – tyle słyszę z tej pańskiej Brukseli, panie Tusk.
Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) Tusk chyba chce, żebym poszedł strzelać się z Persami na gorącym piasku, albo zaczął magazynować konserwy w nadchodzącym kryzysie. Mam wiadomość Donaldzie: ja już dawno zacząłem robić zapasy. Ale tak jak Dudę powstrzymała mnie rzeczywistość i sprawy ludzkie. Na 36,5 metrach kwadratowych nie da się niczego zmagazynować, by nie wywołać gniewu mojej dziewczyny narzekającej na zagracanie mieszkania.
No i chuj, kiedy Duda za radą Tuska zechce przyłączyć się do wojny światowej te cztery puszki fasoli i trzy konserwy z mielonką (które udało mi się ocalić) będą nam musiały – kochanie – wystarczyć na całą III wojnę. No i ten namiot, pod który ciągnę cię co roku i ta puszka z dziurami, w której można palić patykami i szyszkami, by zagotować wodę, a której obsługi nauczyłaś się nad jeziorem Białym. Mam też nadzieję, że ten trup, którego czasem nazywam samochodem, nie odmówi nam posłuszeństwa w kluczowym momencie, bo ostatnio kierownica jest niepokojąco luźna, a silnik kaszle jak wujek Zenek pod sam koniec swojej przygody na tym świecie.
Może mimo wszystko nie zabije nas kochanie Duda z Tuskiem, a zrobi to moje nieogarnięcie i niechęć do zajmowania się sprawami codziennymi. Na przykład to, że jako dorosły człowiek nie potrafię odłożyć pieniędzy na auto, które nie stara się zabić wszystkich obecnych na pokładzie.
Może.
Ale przecież nawet jak bym odłożył na coś w miarę sprawnego to i tak byśmy auta nie zatankowali, bo na dniach cena benzyny skoczy ku niebiosom. Bo wojna na Bliskim Wschodzie.
No dobra, może tej konkretnej wojny od razu jutro nie będzie. Ale będzie inna, też nieodległa. Taka, w której i tak w imię interesów Donalda Trumpa i Donalda Tuska-Dudy będziemy zabijać się o butelkę wody, czy benzyny.
Tak czy siak oni nas w końcu wykończą i uważam za uwłaczające, że w czasie, gdy Duda Andrzej jeździ sobie na nartach ja muszę liczyć do czterech rachując moje puszki fasoli. Ale muszę.
Bo to co mamy nie jest na zawsze. Ta woda w kranie, ta betonowa płyta nad głową, ta praca zaspokajająca niepotrzebne nikomu potrzeby, to piwo Perła ze sklepu na dole otwartego nawet w niedzielę niehandlową.
Te zabawki dla dzieci, te wszystkie książki, te filmy i seriale, te fajne, nowe kafelki w łazience, ten bilet do teatru, czekolada mleczna i ciepły kaloryfer.
Ta piramida potrzeb, która czasem wydaje się zaspokojona. Ona runie, jak runęła już w 1914, w 1939 i w latach wszystkich poprzednich wojen.
Przecież w takim 58 roku przed naszą erą nad rzeką Arar też jakiś Helwet uważał, że ma zaspokojoną piramidę i jest mu w miarę wygodnie w tym swoim szałasie. A potem Cezar przyprowadził swoje legiony i wytłumaczył mu, że jest w mylnym błędzie.
Te wszystkie nasze rzeczy – ten laptop, ta herbata w kubku, te mięso w lodówce, ten rower i karta Multisport, ta torebka, którą się tak cieszysz, te buty, te moje cztery puszki fasoli, ta bieżąca woda, która się spuszcza w kiblu, ten bilet na koncert lubianego zespołu, ten ciepły posiłek i ten autobus z ogrzewaniem wiozący cię do pracy, ten open space i kawa z automatu, to wszystko jest tymczasowe i niestety istnienie tych rzeczy zależy tylko od tego kto i dlaczego chce zrobić laskę potężnym imperiom. Dziś oznacza to prawdopodobnie parcie na wątłe przyrodzenie prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Nasi żołnierze, policjanci i inni mundurowi aktualnie stacjonują m.in.: na linii demarkacyjnej pomiędzy Koreą Północną i tą normalną, w Kosowie, w Afganistanie, w Iraku, w Bośni i Hercegowinie, w Rumunii, w Liberii, na Łotwie, w Republice Środkowoafrykańskiej, na Sycylii…
Wojsko Polskie ma specjalną stronę ku pamięci poległych żołnierzy upamiętniającą zmarłych w 13 różnych państwach: od Egiptu i Kambodży po Syrię. Policzyć ich nie zdołam, bo w samym Afganistanie mamy 44 zabitych i prawie 400 rannych Polaków.
Może już wystarczy panie Duda-Tusk?
Nie znam się jakoś specjalnie na jeździe na nartach, bo jak wielu Polaków nie mam w święta darmowego, dwutygodniowego sezonu urlopowego, tak jak panowie premierzy i prezydenci. Ale wiem, że podczas zjazdu ze stoku – panie Duda! – trzeba zachować margines bezpieczeństwa, by nie pokaleczyć i nie połamać siebie i innych.
Gdzie jest, kurwa, mój margines bezpieczeństwa panie Duda-Tusk? Gdzie mój margines i gdzie margines innych obywateli?
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.
View Comments (9)
Pomijając aspekt wojskowo polityczny a skupiając się na wątku laski. To czy utożsamiając się z wiadomościami rozpowszechnianymi przez TVN które jest częścią koncernu Discovery i dorabianiu do tego jeszcze potwierdzajacej ideologii to nie jest również robienie laski panu z wielkiej ameryki ?
Super tekst! A ja się tylko zastanawiam jak długo historia będzie się powtarzać i co musi się stać ,żeby wreszcie zaczęło być inaczej , tak normalnie, tak po ludzku!
Nie kochając Dudy muszę zapytać, co ten nieszczęsny prezydent o twarzy pacholęcia mógł robić z początkiem stycznia gdy życie zamiera w całej Europie (miałem zabawne okoliczności popracowac z tzw. instytucjami eutropejskimi i oni od Świąt do połowy stycznia w większości znikają w jakiejś Narnii)? Zwlaszcza, że Trump pewnie ani się z nim z atakiem nie konsultował, ani łaskawy poinformować nie był. Zwyczajnie, pojechał prezydent-niebożę na narty w czasie, w którym zwykle nic się nie dzieje. Niewiele jest dla niego takich czasów. Miał pecha.
Skojarzenia niestety nieprzypadkowe, z tą I światową. Ale tyle razy ogłaszano już III, że chyba ludzie zaczynają obojętnieć (czyli, zgodnie z wymową bajki o chłopcu, który dla zabawy krzyczał: "wilk" to pewnie spisek). Z tej akurat afery wojny światowej nie będzie, bo Iran wie ile naprawdę znaczą jego dywizje, a przede wszystkim wie, że zwiększa swoje znaczenie w regionie nie działaniami bombastycznymi, ale sensownymi uderzeniami tam, gdzie może zadziałać przy niskich kosztach własnych. Zresztą oczywiście mądry jestem po wszystkim, bo już, po ostrzelaniu baz Iran ogłosił, że dokonał sprawiedliwej pomsty i teraz chętnie porozmawia. Tyle z wojny, o ile Pomarańczowy znowu czegoś nie odwali. A odwalić może, bo Izraeowi rosnąca waga Iranu nie w smak, a Pomarańczowy wygląda na psychofana Izraela.
Ale po co ja się tu tak wymądrzam, skoro tekkst był o tym, że nasi polityce to w sumie szuje? Ano temu, że w czasie, gdy Pomarańczowy odstrzeliwywał generała, Duda śmigał na nartach a Tusk, skoro już nie musi być europejskim mężem stanu wykorzystał okazję, by wejść tam gdzie słońce nie dochodzi komu innemu, banda anonimowych Tutajkrajowców zebrała kasę na ciężarówkę dla Irańczyka, któremu się alurat w Polsce rozkraczył stary samochów (przypadkiem amerykański). I ci wszyscy, co się po ludzku na człowieka w kłopocie zrzucali, pewnie w nosie mieli i Pomarańczowego i Tuska i Dudę i Netanjahu. I może z grubsza nawet niekoniecznie kumali gdzie konkretnie się ten Iran znajduje. A może właśnie kumali, wiedzieli, że to daleko i facetowi od rozkrzaczonejj ciężarówki trzeba pomóc.
I ja wiem, że ci wszyscy darczyńcy nie odwołają wojny, gdy banki dojdą do wniosku, że ona im się jednak opłaci. Ale może warto się zastanowić, czy rozkraczona ciężąrówka irańskiego tirowca nie jest nam bliższa niż przyrodzenie wie co polityków. Bo masz rację, że głosujemy na kolesi, dla których każdy z nas z osobna jest błędem statystycznym, a w kupie jesteśmy szablami do podliczenia. I na poziomie makro wychodzimy na takie same przyrodzenia, jak ci, na których głosowaliśmy. A na poziomie mikro bywa inaczej, lepiej. Pytanie jak te dwa zamienić miejscami.
Z powodu choroby, ale też postępującego uzależnienia, obejrzałem serial dokumentalny o wojnie w Wietnamie w serwisie na N. Wczoraj zakończyłem. Nic się nie zmieniło, jest tak samo. Rządzą ograniczeni debile, ciasnogłowi idioci, korporacje, zakotarowe biznesy i prostackie uprzedzenia. Jak po "House of Cards" Ameryka mogła wybrać takowego jełopa, jak mogła to zrobić po dokumentach i śledztwach dziennikarskich nt. Bushów, Nixona, Reagana ? Jak po klęsce "niesienia demokracji" w Afganistanie, Korei, Iraku amerykańskie społeczeństwo i armia może popierać kolejną rozpizdówę ? To jest niewiarygodne, że mimo takiego ładunku sztuki - muzyki, obrazów, powieści, wierszy, filmów - opisujących kretynizm wojny, durnotę nacjonalizmów, oczywistość kreowania konfliktów przez wielki biznes, ludzkość wciąż daje się nabierać tym skurwysynom. A już ten debil który został prezydentem tego upadłego absolutnie kraiku, jakim stała się Polska, jest niewiarygodnie niemożliwy, to jest niemożliwe, aby ktoś taki istniał. Jeszcze bardziej niemożliwe, że ten, kurwa, "naród zrodzony do szabli", jak od niedawna o sobie naród ten mawia, za sprawą aktorzyny który się mocno swego czasu łasił do Kremla, tego człowieka bez wlaściwości popiera, i czuje dumę z tego, o żesz kurwenz, stanu męża. To kraj, w którym wytatuowany na mordzie kiepski bijok ringowy, wykorzystuje zagadnienia ekologiczne do lansowania ekstremy prawicowej, atakując tych, którzy faktycznie coś dla ekologii chcą robić. I ci, którym duma z Dudy rozpiera pierś, kochają tego jełopa za te zwierzątka, i za szkalowanie tak otwarte, odważne, po huzarsku (bo nawet jak mają jeźdzca ze skrzydłami i jakąś niby że dzidą na koniu wydzierganego na łydce, to nie wiedzą, że huzarzy nie jeździli w husarii) polskiej noblistki, w rytm muzyki Zenka. Romantycznej takiej.
Spoko - jak nas Trzecia Światówka nie wykończy przez najbliższą dekadę, klimat zrobi to za 2-3, góra 4, również za sprawą owych myślących długofalowo i troszczących się społeczeństwo elit polityczno-biznesowych... Najgosze, że nawet nie będzie można im zwymyślać stojąc w kolejce do cysterny z wodą pitną, bo ich akurat na luksusowy "apocalypse survival kit" stać.
BTW: odnośnie do ropy i Bliskiego Wschodu polecam lekturę "Krwi Cywilizacji" Krajewskiego. Fajna odpowiedź na pytanie pt. "How the f**k did we end up here?"
Znakomity tekst, szkoda że tak niewielu potrafi dostrzegać, że ta historia już się kiedyś, nieraz, wydarzyła, a ludzkość wciąż powtarza te same błędy.
Tylko tego Stulejmaniego mogłeś sobie darować. Humor na poziomie "Komoruskiego" od Pietrzaka
"Ot, amerykańscy generałowie namówili tego pomarańczowego kretyna"
Czy na pewno amerykanscy? I czy na pewno generalowie?...
Podobno amerykańscy
Też miałbym wątpliwości co do generałów, ale wiadomo, dzisiaj wszyscy jesteśmy ekspertami od stosunków USA-Iran. Ale do rzeczy. Zajebiście trafnie wyrażone emocje chłopaku. Rzekłbym, że w głowie mi czytasz, ale że to przemyślenia z głowy Twojej, to cieszy mnie bardzo, że ktoś ma podobne podejście do tematu szafowania ludzkim życiem.
Mam wrażenie, że margines bezpieczeństwa zaczyna się powyżej pewnej kwoty. Wychodzisz z domu, wsiadasz do samolotu...
Chciałbym w taki dni jak dziś, jeść rosołek i nie zastanawiać się czy jutrzejszy dzień będzie kolejnym dniem świstaka czy jednak kogoś skusi czerwony przycisk.
Pozdrawiam serdecznie.