Lech Kaczyński pił w końcu wódkę w Magdalence, czy nie? A ta Platforma z LGBT niszczą tradycyjną rodzinę? No i ten upał, cholera. Dlaczego jest tak gorąco? Na część z tych pytań odpowiem. Zdradzę też, czy Andrzej Duda oszukuje, że nie wie dlaczego wszyscy zginiemy.
Żar leje się z nieba. Taka spiekota w mieście to piekło.
To powyższe jest oczywiście cytatem z kultowego filmu „Hydrozagadka”, który większość z nas widziała i traktuje z sentymentem. Okazuje się jednak, że „Hydrozagadka” – mówiąca o tym, że w czasie największych upałów nagle znika woda – okazała się filmem profetycznym.
W chwili, gdy piszę te słowa jeden prezydent, który nie wierzy w zmiany klimatu spotyka się z drugim prezydentem, który nie wierzy w nie jeszcze bardziej. I zaręczam wam, że ani Andrzej Duda, ani Donald Trump podczas swojej pogawędki nie poświęcą jednej sekundy na rozmowę o tym, dlaczego wszyscy skonamy w potwornych męczarniach
A to, że w ciągu kilkudziesięciu lat życie jakie znamy odejdzie do historii, jest pewne. Będziemy borykać się z zupełnie inną skalą problemów niż teraz. Kryzys paliwowy, kryzys energetyczny, załamanie światowej gospodarki, krwawe wojny o zasoby, kryzys klimatyczny, ekstremalne zjawiska pogodowe.
– Ale hej, niby mamy to wszystko już dzisiaj, prawda? – zakrzyknie zaraz jakiś mądrala. No mamy, mamy (na własną zresztą prośbę), ale jeszcze za naszego życia przekonamy się, że w 2019 roku funkcjonowaliśmy całkiem komfortowo.
Ostatnio pojawia się coraz więcej głosów, że zostało nam ok. 30 lat w miarę cywilizowanego życia. To cholernie mało. Za te 30, może 50 lat jedna trzecia lądów stanie się pustynią, a 55 proc. ludzi ma znaleźć się poza „granicą przeżywalności”. To wprawdzie brzmi jak codzienność polskiego emeryta, ale w rzeczywistości oznacza po prostu, że jeśli tego dożyjemy to i tak umrzemy. A nasze dzieci będą bawić się w Mad Maxa, z którego to (znów profetycznego) filmu pożyczyłem zdjęcie do tego tekstu. A właściwie z jego sequelu, ale to przecież nieważne.
Ważne jest, że o zagrożeniu mówią wszyscy, dosłownie wszyscy ludzie, którzy mają coś wspólnego z nauką i którzy nie są jednocześnie chorzy psychicznie.
Duda i Celsjusz
Ale – jak wspomniałem – nie wierzy w to ani prezydent Duda, ani prezydent Trump, czyli przedstawiciele wąskiej grupy ludzi, którzy mogliby jeszcze coś z tym zrobić. Duda to ten facet, który jest autorem śmiesznej wypowiedzi: – Ja nie wiem, na ile w rzeczywistości człowiek przyczynia się do zmian klimatycznych.
On nie wie! A ja wiem, że nie mówi prawdy i mam na to dokumenty. Ale o tym za chwilę.
Andrzej Duda – w kwietniu 2013 – zmartwiony wyjątkowym chłodem za oknem napisał kolejne historyczne słowa: Jak sobie pomyślę że płacimy za „globalne ocieplenie” i popatrzę za okno to mnie trafia szlag.
Mnie, panie Andrzeju szlag trafia gdy umiejący czytać, wykształcony człowiek mający w zasięgu ręki dowody empiryczne w postaci wyjątkowo zimnego kwietnia, wyjątkowo ciepłego grudnia i wyjątkowo upalnego czerwca oraz dowody naukowe w postaci niezliczonych badań nie umie zrozumieć prostej rzeczy. „Globalne ocieplenie” nie oznacza – panie prezydencie – że po prostu nigdy nie będzie panu zimno. Oznacza, że średnia temperatura na świecie wzrośnie w stosunku do epoki przedprzemysłowej tak znacznie, że to wszystko po prostu jebnie.
A co to znaczy, że jebnie? To, że taka średnia globalna wzrosła już o 1 stopień, czego efektem jest np. brak wody w mieście Skierniewice (wrócimy do tego), 35 stopniowe upały w Warszawie, grad wielkości głowy małego dziecka w Lubuskiem, zabójcze zimy w Nowym Jorku i trąby powietrzne na Pomorzu oraz w Puerto Rico. A to przecież jeszcze nie jest żadna Apokalipsa, a jedynie wstęp do niej. Ona przyjdzie, gdy średnie temperatury wzrosną o kolejne 0,5-1 stopień Celsjusza.
Ale nie tylko Andrzej Duda tego nie rozumie. Na jego słowa zareagował w 2015 roku dzisiejszy wróg Andrzeja Dudy, mecenas Roman Giertych. – A ja lubię globalne ocieplenie i chętnie finansowałbym jego postęp. Winorośla i palmy w Polsce? Super! – napisał do Andrzeja i obu zrobiło się tak sympatycznie.
Takie uczucie jest niekiedy udziałem na przykład ignorantów, którzy próbują coś zrozumieć na chłopski rozum.
Super, panie Romanie
Roman się wtedy cieszył i chyba nie do końca rozumiał, że my już finansujemy to ocieplenie. Tylko zamiast palm i winorośli mamy spore kłopoty. Jak tacy na przykład harcerze w Suszku w nadleśnictwie Rytel, którzy zamiast palmy dostali sosnę, a właściwie sosną po głowie. To było wtedy, gdy trąba powietrzna, której przecież nie powinno tam być, zabiła dwie dziewczynki i poraniła 29 osób.
Wspomniany już Donald Trump jest jeszcze gorszy. Podczas zimy 2018 pytał: „co się stało z globalnym ociepleniem?”. Był też uprzejmy poinformować, że w zmiany klimatu nie wierzy, a wszystko jest spiskiem Chińczyków. A do tego wiatraki produkujące energię odnawialną powodują raka. Tak właśnie.
I teraz możemy się pocieszać, że ichni prezydent jest sporo głupszy od naszego (i naszych mecenasów) i gada jeszcze większe bzdury. Tylko to nie jest żadną pociechą, co z pewnością potwierdzą mieszkańcy Skierniewic.
Oni na przykład przez ostatnie trzy, a nawet cztery dni odcięci byli praktycznie od wody. Poziom wód gruntowych obniżył się w sposób potężny, sytuacji nie poprawiło też wcześniejsze marnowanie wody do zupełnie bezsensownych czynności.
Taką czynnością było na przykład codzienne polewanie wodą skierniewickiego rynku i uruchomienie tam kurtyn wodnych, które miały za zadanie chłodzić ludzi i spieczony bruk.
Tylko zaraz, dlaczego ten bruk był spieczony? Bo ktoś kurwa mądry wyciął tam wszystkie dające chłód drzewa i wykosił całą trawę, by potem lać na gorące kamienie wodę, której nie ma w nadmiarze.
Kwity na Dudę
Dobra, dochodzimy teraz do tych kwitów, które mam na Dudę. O tym, że w Skierniewicach zabraknie wody było wiadomo przynajmniej od zeszłego roku. I wiadomo też, że województwo łódzkie już teraz zamienia się w pustynię, Pomorzem będą szarpać huragany, a w Warszawie będziemy na zmianę gotować się od 35-stopniowych upałów i cierpieć od gigantycznych burz.
Wiem to z rządowego dokumentu „Polityka ekologiczna państwa 2030” przygotowanego przez resort środowiska w lipcu 2018 roku. I pan prezydent Andrzej z pewnością ten dokument czytał, bo przecież z pewnością trafił on na jego biurko, skoro trafił nawet na moje.
„Scenariusze klimatyczne dla Polski pokazują, że najpowszechniejszymi zjawiskami pogodowymi w kolejnym dziesięcioleciu będą fale upałów. Równie dotkliwe mogą być krótkie, lecz bardzo intensywne opady deszczu, które mogą powodować lokalne zalania oraz podtopienia” – czytaliśmy sobie w tym dokumencie razem z Andrzejem.
„W 41 miastach uznano, że zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców są najbardziej narażone na negatywne skutki ekstremalnych zjawisk klimatycznych, m.in. ze względu na wzrost ryzyka nasilenia się chorób układu krążenia czy układu oddechowego. W 36 miastach uznano, że wzrost intensywności zagrożeń – opadów deszczu, ekstremalnych temperatur, nawałnic czy powodzi – może zakłócić funkcjonowanie transportu. W 14 miastach jako sektor wrażliwy na zmiany klimatu wskazano energetykę. Powstałe w wyniku zagrożeń klimatycznych zakłócenia pracy tego sektora mogą mieć wpływ na funkcjonowanie całego miasta. Opady śniegu, marznącego deszczu mogą powodować awarie sieci niskiego napięcia i nawet kilkudniowe braki zasilania” – czytaliśmy sobie dalej.
O tym, że ludzie w Skierniewicach przez kilka dni będą odcięci od wody było napisane na stronie 35. tego dokumentu. „Województwo łódzkie będzie zagrożone silnym pustynnieniem (…) Obszar deficytu wody obejmować będzie znaczną część województwa. Będzie on potęgowany występowaniem strefy niskich opadów i strefy o wysokim niedoborze wód w sezonie wegetacyjnym w północnej części regionu oraz strefy bardzo silnego pustynnienia w północnozachodniej części regionu. Szacuje się, że na 90% terytorium województwa łódzkiego już teraz istnieje zagrożenie wystąpienia opadów poniżej 400 mm rocznie”.
Prawda, że było wiadomo, co się stanie?
Polskie papugi
To naprawdę ciekawy dokument, który mówi też, że „spodziewane ocieplenie klimatu spowoduje migrację gatunków, w tym obcych inwazyjnych, głównie z Europy Południowej, Afryki Północnej, Azji”.
I to jest prawda. Czy wiecie, że w Polsce mamy już żyjące dziko papugi i szakale? Serio, serio. Dzięki tym zmianom klimatu, których nie rozumieją Andrzej, Roman i Donald gatunkiem występującym w Polsce (szczegółowo: w Nysie i we Wrocławiu) staje się taka aleksandretta obrożna.
Nowa, polska obywatelka – aleksandretta obrożna.
Fot: Dr. Raju Kasambe / Wikimedia Commons
Z kolei pochodzące z Azji południowej szakale złociste żyją sobie wygodnie na naszych zachodnich i wschodnich granicach, np. na Podlasiu i Zachodnim Pomorzu.
Fot: Wikimedia Commons
Likwidacja ochrony środowiska
„Nie bez znaczenia będzie wpływ zmian klimatu na skład gatunkowy drzewostanów oraz ich kondycję. Osłabione drzewa będą bardziej podatne na uszkodzenia od wiatru” – czytamy z Andrzejem w raporcie, a ja znów myślę o nadleśnictwie Rytel, oraz o chorych świerkach w Puszczy Białowieskiej. Tam przecież stało się to samo, co w Skierniewicach: wody gruntowe poleciały w dół, jak rozum i godność człowieka w naszej klasie politycznej.
A propos puszczy: przypominam uprzejmie, że w 1999 roku przestało istnieć w Polsce Ministerstwo Ochrony Środowiska, które zmieniło wtedy nazwę na Ministerstwo Środowiska. Politycy w rzadkiej dla siebie chwili szczerości przestali wtedy udawać, że chronią cokolwiek związanego z naturą i pod nowym szyldem, już bez kolącej w oczy sprzeczności między nazwą a działaniem, oddali się rabunkowi środowiska naturalnego.
Chichotem historii jest fakt, że ostatnim ministrem OCHRONY środowiska był w Polsce, w 1999 roku Jan Szyszko, wtedy w rządzie Jerzego Buzka. Tak, to ten sam Szyszko, który w rządzie Beaty Szydło ściągnął do Polski ponad 700 tysięcy ton toksycznych śmieci m.in. z Nigerii i wycinał na potęgę nasze lasy. Pisałem o tym dokładnie rok temu w teście „Osiem milionów ministrów, czyli płonące śmiecie i gaslighting”. Zachęcam do przeczytania po skończeniu tego tekstu, Andrzeja również.
Lecimy dalej: kilogram pietruszki kosztuje już nawet 27 zł, czyli drożej niż pięć litrów benzyny. Ziemniaki podrożały o 100 proc., cebula o 50 proc., a kilogram polskich czereśni to teraz 35 zł. Gdybyście nie zauważyli: jakieś 1,5 roku temu – ze względu na koszt produkcji – z większości sklepów zniknęły soki grejpfrutowe i już prawdopodobnie nigdy się ich nie napijemy.
Ale to nie są nasze największe problemy.
Jak podaje Poczdamski Instytut Badań nad Klimatem mamy najwyższy poziom dwutlenku węgla w atmosferze od czasów pliocenu, czyli od jakichś 3-5 milionów lat. Wtedy najwyższą formą życia był taki Ardipitek, którego największym osiągnięciem cywilizacyjnym było zjedzenie garści liści. Ale wtedy było akurat tak ciepło – w skali globu – że na Antarktydzie rosły drzewa.
– Ale przecież Polska jest wspaniale zalesiona i to nas ratuje! – krzyknie ktoś. I oprócz słowa „wspaniale” będzie miał w sumie rację. Owszem – drzewa ratują nas przed emisją CO2. Owszem, przerabiają sobie ten dwutlenek węgla, dzięki czemu nasza planeta nie jest jeszcze martwą skorupą.
Jednak większość z nas nie wie jednej rzeczy – ten pochłonięty przez drzewa dwutlenek wcale magicznie nie znika. On kumuluje się w drzewie, w drewnie.
Wielki dwutlenkowy magazyn
Działa to w skrócie tak: jedno drzewo magazynuje w pniu, gałęziach i systemie korzeniowym w ciągu swojego życia do 20 ton dwutlenku węgla. Po śmierci oddaje go prawie w całości.
Ale znaczenie ma to, w jaki sposób go oddaje i gdzie go oddaje. W sposób naturalny takie martwe drzewo leży sobie (lub stoi) i powoli gnije. Rozmaite gatunki robali i innych żyjących organizmów po kawałku rozbierają takie martwe drzewo i wykorzystują je do swoich celów. To proces rozłożony na lata, podczas których część z tych ton (do 20 ton podkreślam) wciąż uwięziona jest w drewnie.
Do tego organizmy konsumujące drewno – i przy okazji ten zmagazynowany CO2 – przetwarzają jego dużą część na glebę. Choćby dlatego, że wydalają oraz z powodu różnych innych procesów, którymi nie będziemy się tutaj nudzić.
I wchodzą te robaczki w ziemię głębiej i głębiej. I wnikają w ziemię grzyby i bakterie najedzone drzewnym trupem. A im w glebę głębiej – tym zimniej, więc ściółka z tym dwutlenkiem nawarstwia się i nawarstwia i gaz wcale do atmosfery nie trafia. W perspektywie baaaardzo odległej przyszłości to całe trupie drewno razem z uwięzionym gazem zamienia się w końcu – z pomocą ciśnienia – w węgiel.
Dziś nowe złoża węgla nie mają szans powstać, bo obecne pochodzą pi razy oko sprzed 300 milionów lat, a umówmy się: tyle czasu nie mamy. Choć martwe drzewa wciąż próbują ten węgiel tworzyć, by dwutlenek magazynować przez kolejne lata.
Łatwo to sprawdzić: pójdźcie do lasu i zacznijcie kopać, dopóki nie dokopiecie się do jaśniejszej gleby. Ta ciemniejsza – nad nią – to właśnie zmagazynowane CO2, które w przyszłości zeszłoby dużo niżej i przemieniłoby się w węgiel.
Ale dziś na to nie ma czasu. Za to drewnem się pali, drzewa się wycina, a co najgorsze – panie Andrzeju, wracamy do suszy – lasy trawią pożary. W ciągu jednego „zwykłego” pożaru na takim Mazowszu – choćby dzisiaj, gdy piszę ten tekst – z dymem potrafi pójść 20 hektarów lasu i do atmosfery za jednym razem trafia cały dwutlenek węgla, jaki ten las zmagazynował w czasie całego swojego życia.
Kaszlący Bałtyk
Do tego kłopoty zaczyna nam sprawiać roślinność morska i oceaniczna – odpowiedzialna za magazynowanie 30 proc. dwutlenku węgla w skali planety. Ona też dzięki nam i naszemu zachowaniu przestaje sobie dawać radę.
Taki nasz Bałtyk i jego roślinne organizmy – Andrzeju! – magazynują co roku ok. 60 mln ton CO2. A wiesz pan ile oddają do atmosfery? 75 milionów ton. Czyli rok do roku jesteśmy w plecy 15 milionów ton dwutlenku węgla.
To sporo panie prezydencie i wszystko można policzyć. Najgorzej jest z ulubionymi przez pana elektrowniami.
Taka elektrownia Bełchatów – mogąca się szczycić pierwszym miejscem na liście największych trucicieli w Europie (Polska gola!) – emituje do atmosfery 30 milionów ton CO2 rocznie.
Wychodzi, że Bałtyk truje o połowę mniej i to tylko dlatego, że po prostu nie radzi sobie z syfem, jaki pańscy koledzy zafundowali nam przez ostatnie dziesięciolecia.
Jak to możliwe, że morskie organizmy więcej wydzielają niż pochłaniają?
Dzięki nam wszystkim. Wycinamy Andrzeju drzewa, pustoszymy brzegi rzek przez co woda wymywa coraz więcej gleby, w której – tak, było o tym wyżej – są uwięzione ogromne ilości dwutlenku. Ta gleba płynie do Bałtyku. Tak samo, jak ścieki organiczne, którymi beztrosko do naszego morza rzygamy. Wszystko to w rezultacie daje taki efekt: jedna trzecia naszych płuc nie tylko nie działa poprawnie, ale i nas zatruwa.
Nasze morze, zamiast nas chronić, przestaje sobie już po prostu radzić.
44 tysiące trupów pod dywanem
Nawet gdybyśmy zaczęli teraz dbać o klimat i zrezygnowali z rabunkowej gospodarki oraz produkowania brudnej energii niewiele nam to już pomoże. Ale hej! – Andrzeju – to nie znaczy, że mamy nie robić nic.
Na razie to są takie „drobne” niedogodności. Brak wody w Skierniewicach jest przejściowy, bo przecież uruchomią nowe studnie i dopompują i na jakiś czas starczy. Od gorąca powyginają się szyny tramwajowe w Bydgoszczy, ale to się naprawi. Parę osób umrze w tym tygodniu od upałów, a 44 tysiące Polaków rocznie zabije smog.
Jakoś te trupy się pod dywan zamiecie, Andrzeju. Ale po kawałeczku będzie coraz gorzej. A my będziemy w tym czasie rozmawiać o tym, czy Kaczyński pił wódkę w Magdalence (pił), czy mężczyznom wolno się ze sobą całować i w jaki sposób dwie żyjące razem kobiety tworzą cywilizację śmierci. Oraz o tym, jaką sukienkę Agata Duda założyła na wizytę w Białym Domu.
Te wszystkie kluczowe dla ludzkości kwestie z pewnością nam pomogą, gdy nadejdzie prawdziwa cywilizacja śmierci i zaczniemy się bić na ulicach o torbę cukru, ostatnią konserwę turystyczną z Biedry i butelkę wody bez gówna w środku. Chyba, że wcześniej wybije nas wszystkich wojna nuklearna o zasoby wodne, bo takie starcie szykuje się między Indiami i Pakistanem, a oba te kraje jak wiadomo mają mają na stanie najgorsze z bomb.
Powiedzmy sobie: pa, pa
Więc (zdania nie zaczyna się od „więc”) Andrzeju i reszto Polaków. Co wydarzy się, gdy nic nie zrobimy? Gdy będziemy udawać, że jakoś to będzie? Z odpowiedzią spieszy choćby profesor Szymon Malinowski z Instytutu Geofizyki – Zakładu Fizyki Atmosfery Uniwersytetu Warszawskiego.
– Ziemia się przystosuje, przyroda się przystosuje, ona będzie po prostu zupełnie inna, niż ją znamy i niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić, tak jak to się zdarzało wielokrotnie – mówi profesor Malinowski.
Czyli ludzkość przetrwa? – Myślę, że nie. Jako cywilizacja na pewno nie, jako gatunek – bardzo wątpliwe – uściśla profesor.
I teraz tak: panie Andrzeju Dudo, który nie wie czy człowiek ma coś wspólnego z tym, że planeta się kończy. Te wszystkie rzeczy naskrobane powyżej potrafię zrozumieć nawet ja, zwykły tłuk i cham z robotniczej Woli. Nie jestem przecież ani naukowcem, ani ekologiem, ani prezydentem. Myślę, że skoro ja umiem, to pan też da radę.
Spróbuj pan to ogarnąć, cholera, zanim wszyscy się tu udusimy, spłoniemy, albo umrzemy z pragnienia.
Bo jeśli zmuszeni będziemy bić się na Krakowskim Przedmieściu o ostatnią butelkę Nałęczowianki to wcale nie jestem pewien, że to pan wygra.
Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.
View Comments (40)
Tekst był też o tym, że Duda nic nie robi w tym temacie oprócz zaprzeczania a większość komentujących skupiła się na klimacie.
Jesli chodzi o globalne ocieplenie, pustynnienie, powinnes didac do artykulu informacje o „carbon sequestering”, nie jestem.pewna jaki to dokladnie termin techniczny po polsku, ale chodzi o wiazanie dwutlenku wegla w glebie. Mowi o tym dr Allan Savory w swojej slynnej juz prezentacji na Ted Talks:
https://www.ted.com/talks/allan_savory_how_to_green_the_world_s_deserts_and_reverse_climate_change/up-next?language=en
Dobrymi zrodlami informacji na ten remat sa rowniez Joel Salatin oraz ten pan:
https://m.youtube.com/watch?v=lOpoRdpvlh0&t=74s
Kiedy pierwszy raz temu znalazlam te informacje, byl.to lekki szok dla mnie, ale im wiecej sie pokopie na ten temat, tym wiecej potwierdzajacych je badan mozna zlalezc.
Tutaj jeszcze jeden link, ktory jest kiplania informacj (= duza iliscia ekstra linkow) https://www.dietdoctor.com/the-green-keto-meat-eater-part-2
o co chodzi z tym CO2 magazynowanym w drzewie?
W procesie fotosyntezy 6 cząsteczek wody z 6 cząsteczkami dwutlenku węgla otrzymujemy cząsteczkę glukozy i sześć cząsteczek dwuatomowego tlenu.
Możemy się zesrać ze strachu, albo to wszystko olać, ale już nie od dzisiaj wiadomo, że tak na dobrą sprawę to gówno wiadomo.
To co wiadomo na pewno, to to, że wszelkie ciepło, ktore odczuwamy na tym ziemskim łez padole, ma swój początek w Słońcu, czyli w zależności od tego ile ono emituje i ile z tego jest blokowane. I wiele wskazuje na to, że jakiś dwutlenek węgla ma na to taki wpływ, jak pierdzenie na efekt tornada.
Jak na razie to daleko nam do klimatu panującego w Europie (i nie tylko) jakieś 1000 lat temu. Poczekajmy, może doczekamy się, że się ociepli na tyle, że znowu w Niemczech będą zakładać winnice tam gdzie mieli je 1000 lat temu, a gdzie teraz mogą co najwyżej budować narciarskie trasy zjazdowe. Gdy Grenlandia znowu się zazieleni i nie będzie trzeba kuć w "wiecznej zmarzlinie", żeby badać groby osadników sprzed roku 1410, kiedy to ostatni statek z zaopatrzeniem dotarł na Grenlandie. Już nie jakieś świry, ale New Scientist publikował przeszło 10 lat temu, że to nasze kopcenie to tylko pierdzenie. https://www.newscientist.com/article/dn11650-climate-myths-global-warming-is-down-to-the-sun-not-humans/
Ostatnio zresztą można było wyczytać, że te dane o ociepleniu są po chamsku naciągane.
Zmian klimatycznych nie zamierzam negować, ale zwalanie wszystkiego na CO2 uważam za prymitywną polityczną propagandę.
A czy polityczną propagandą nie jest odwoływanie się do artykułu z 2017 roku... Może jednak świadomość i wiedza naukowa zrobiła krok do przodu przez ostatnie 12 lat?
Polityczną propagandą to jest pitolenie o piekielnych właściwościach dwutlenku węgla, ktory stanowi podstawowy budulec organizmów żywych.
Ale idźmy do przodu. Już nie sprzed 10 lat, ale właśnie z roku 2017-go jest artykuł opisujący przekręty, czy wręcz fałszowanie danych przez „ocipleniowców”, żeby wciskać ciemnemu ludowi, że zaraz będziemy mieli piekło na Ziemi.
https://business.financialpost.com/opinion/lawrence-solomon-finally-its-safe-for-the-whistleblowers-of-corrupted-climate-science-to-speak-out
Sugerował bym też przeczytanie książki o tym, jak to na przestrzeni ewolucji gatunku homo sapiens następowały zmiany już nie pogody, ale klimatu takie, że te dzisiejsze zmiany przedstawiane tak tragicznie wyglądają na coś bardzo stabilnego.
Książkę tę: CLIMATE CHANGE IN HUMAN HISTORY można ściągnąć stąd:
https://b-ok.cc/book/3706682/0eaf95
Przyjemnej lektury.
Kto wygra? Artykuł z New Scientist nie poparty żadnymi poważnymi badaniami, czy dziesięciolecia badań klimatycznych i największy konsensus naukowy od lat, czyli powszechną zgodę wśród przedstawicieli niemal wszystkich nauk, od oceanografii po zwykłą biologię?
Zostańcie z nami i koniecznie kupcie popcorn.
Spójrzmy na to pozytywnie: przynajmniej w końcu mamy sensowne wytłumaczenie paradoksu Fermi'ego.
Strasznie duzo niezbyt inteligentnych ludzi czyta Twoj blog. Oczywsicie trzeba pojechac. z lewactwem i uparty zaprzeczaniem, ze co taaam, spoko luz, nic sie nie dzieje, wulkany - te to dopiero daja, czlowiek to male miki, a zatem balujmy dalej, owijajmy wszystko w plastik, bo papierowe slomki to wymysl KODziarzy. Ehhh... I zamiast podawania zrodel naukowych Mirek daje linki do blogow. Prosilbym jeszcze o cos z Korwina i jakis mem z Michalkiewiczem - te tytany umyslu nie raz potwierdzili gleboka znajomosc kwestii zwiazanych ze zmianami klimatycznymi.
Nie mam watpliwosci, ze bedzie bardzo zle. Chyba, ze Trump przerznie kolejne wybory i USA zaczna cisnac w strone ochrony srodowiska - to moze dac impuls dla reszty swiata. Inaczej bedzie tak jak przewiduja naukowcy - migrujace gatunki, nowe choroby, susze, migracje ludzi, zalamania pogody, konflikty zbrojne. Proponuje przeczytac World War Z - mowi o abstrakcyjnej niby sytuacji, ale z czyms podobnym mozemy miec do czynienia.
W globciu ani nie nie biega o to, czy zachodzi, ani o to czy człowiek jest jego przyczyną, a o to czy potrafimy coś kontrolowalnego w pożądanym kierunku z tym zrobić.
Nie - ani nie dysponujemy technologiami, ani narzędziami do mierzenia wpływu, ponadto trzeba być dziecinnie naiwnym, by wierzyć, że lewackie totalniactwo z Brukseli (i innych części świata) otrzymując tak potężną władzę, jak ta która ma zostać skoncentrowana do "walki z globciem", użyje jej dla "ratowania świata".
https://www.youtube.com/watch?v=pBbvehbomrY
Ekobzdety, ile % globalnej emisji CO2 produkuje człowiek, może by tak zredukować populacje do 3mld, ile CO2 byłoby mniej. A co z CH4 który tak beztrosko emitują wszystkie świnki, krówki inne zwierzątka łącznie z człowiekiem no i oczyszczalnie ścieków. Przecież CH$ jest ponad 30 razy bardziej skuteczny w ocieplaniu Ziemi niż CO2. Zapominałem o wulkanach te to dopiero rozrabiają, należałoby je wszystkie zabetonować. Tak na marginesie to dzięki wulkanom istniejemy bo do tej pory byłaby Ziemia Śnieżka. Reasumując, zmiany klimatyczne na ziemi były i to dość często zanim pojawił się człowiek, i zapewnie będą gdy człowiek sam się unicestwi. Te bajki o zmianie klimatu przez cywilizacje wsadźcie sobie ekolodzy tak skąd emitujecie CH4.
Misiu zmiany kiedyś a dziś to jakbyś porównał jazdę maluchem i ferrari.
No i widzisz borsuk po chuj było pisać, skoro zaraz trafi się chłopek-roztropek co wie lepiej. A pana Krzysztofa zapraszam na portal Nauka o klimacie, gdzie te wszystkie ekooszolomy z naukowymi tytułami przedstawia panu stan aktualnych badań. I dlaczego mit o wulkanach to bzdura... aczkolwiek jak podejrzewam pan Krzysztof i tak wie, że to spisek i ekosciema... A tobie borsuk wielkie dzięki za ten i za inne teksty, ale wydaje mi się, ze 5 mln lat temu na Antarktydzie nie rosły jednak.drzewa. wciąż mi się wydaje, że to było 55 mln lat temu podczas PETM, gdy na Grenlandii rosły palmy,, a krokodylowate potwory żyły w morzu arktycznym. Ale oczywiście ja się nie znam.
Ja przepraszam, że z innej beczki, czy twój nick to TEN "Amebix"?
aż muszę! A te ścieki to przepraszam skąd? A te krówki i świnki to dla kogo? Nie chodzi o to, że zmiany się pojawiły NAGLE. Chodzi o to w jakim tempie postępują! O stabilności układu kiedyś Pan słyszał, Panie Krzysztofie? Bo zazwyczaj jest taki punkt, gdzie kolejne "lekkie odstępstwo" powoduje, iż już nie ma czego ratować. A my jesteśmy bardzo blisko tego punktu...
Wszystko OK, ale soki grejpfrutowe wciąż są w sklepach. Przynajmniej na warszawskim Żoliborzu.
Dobry artykuł, napisz go po chińsku, indyjsku i w kilkudziesięciu językach krajów 3 świata bo to oni są głównym producentem syfu- niestety nic innego nie potrafią. Przy okazji globalne ocieplenie to globalna próba przejęcia surowców za darmo pod pretekstem bredni o końcu świata, a tak na poważnie gdy już przejmiecie tą wodę i złoża i ludzie nie będą mogli za darmo się napić naprawdę wierzycie, że nie przyjdą was zaje...... po prostu :)
Nope, to nie kraje trzeciego świata są "głównym producentem syfu", tylko kraje rozwinięte. Plus te kraje rozwinięte już swoje naprodukowały.